Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wprawo,mignęłaznajomanazwamiejscowościicyfratrzy,amoże
pięć.Trzylubpięćkilometrówbocznądrogą.Pojechaliprosto,dopiero
pochwiliskręciliwlas,duktem,teżwprawo.Gdywyskoczył
zsamochoduibiegł,niezastanawiałsię,wktórąstronębiegnie,
aipotemprzecieżrzuciłsięwbok,wykopemmiędzychojakami.Nie
miałszansywiedzieć,wjakimbiegłkierunku,alemusiałsięprzecież
uczepićjakiejśmyśli,jakiegośwymiaruwniezmierzalnym,dlategojuż
wtedy,biegnąc,wymusiłnasobiewiarę,żesamochódpozostał
zaplecami,zlewej,poskosie.Czyli,żeonporuszasięmniejwięcej
równolegledotamtejbocznejdrogi,więcbiegniewkierunkuwody.
Idomów.Alemożesięodnichoddalał.Możetobyłoinnemiejsce,
innadroga.
Aprzecieżujrzałjetakdobrze,żeprzykucnął.Jakbyijego
możnabyłostamtądzobaczyć.Drżał.Poczułto,bokolanazaczęły
osiebietrącać.Wtedyteżusłyszałzębyuderzająceszybko,coraz
szybciej.Jakbychciałynadaćrytmreszcieciała.Chwilębroniłsię
przedtymrytmem,zacisnąłszczęki.raptowniewszystkownim
zmiękło,rozpłynęłosięwgwałtowniewzbierającymdygocie.Ijużnie
umiał,niechciałpowstrzymywaćbezwolnejtrzęsionkicałegociała.
Terazniebyłomunawetzimno,znikałwwysokich,bijącychmiarowo
falach.Ichkołysanieprzyprawiłogooczkawkę;niepohamowaną,
niemalbolesną.Prawierównocześnie,niepotrafiłpojąćdlaczego,
zacząłsięśmiać.Dławiłsiętymszarpiącymżołądek,rozpierającym
szczękiśmiechem.wreszcie,taksamonagle,towszystkoustało.
Opadłnakolanaizwymiotował.
Terazbyłspokojny.Wyrwałgarśćpachnącejziemiątrawy,otarł
ustazgorzkiejżółci.Uniósłsię,wstałostrożnie.Poczułmocne,ale
miarowebicieserca,pompującegowżyłysiłęiciepło.zachłysnął
sięniespodzianym,jasnymuczuciem,takzwyczajnymwtejchwili,
żenawetniezdążyłgowsobienazwać,rozpoznać.
Pochylony,łapiącrównowagęrozpostartymiramionami(gładkie
podeszwyślizgałysiępotrawiastymstoku),zacząłschodzićwstronę
mgły,którawysokowypełniałanieckęłąki.Wszedłwniąpokolana
iszedłdalej,wracał,jakbyCHCIAŁSIĘWNIEJZANURZYĆ.