Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wszystkimweznaki.Nadeptakuwiodącymwstronę
JasnejGórytłumyludzioblegałyławkiukrytewcieniu
rozłożystychdrzew.Przedwitrynamisklepówustawiono
stolikiiszerokorozpostartekawiarnianeparasole.
Sprzedawanokilogramylodówimorzaschłodzonych,
orzeźwiającychnapoi.Wtakąpogodęintereskwitł.
WpodwórzujednegozdomówprzyulicyŚw.
Wawrzyńcamieściłasięsiedzibafirmyświadczącej
usługiprzewozowe.Niedużyszyldnaobskurnej
frontowejścianiebudynkugłosił:"Dewilski-Trans.
UsługiTransportoweKrajoweiMiędzynarodowe".
Młodakobietaodługichkruczoczarnychwłosach
spiętychwkońskiogon,siedziałazabiurkiem
izeznudzonąminąprzeglądałakolorowestrony
jakiegośbabskiegopisma.Wewnątrzlokalupanował
przyjemnychłód.Przezuchyloneoknowdzierałysię
dośrodkalekkiepodmuchywiatru.Piórapionowych
żaluzjidelikatniekołysały.
Zadzwoniłtelefon.Sekretarka,nieodrywającwzroku
odgazety,leniwiewyciągnęładłońposłuchawkę.Jej
smukłepalceodługich,niebywalezadbanych
paznokciachpociągniętychciemnoróżowymlakierem,
owinęłysięwokółplastykowejrączki.
–Dewilski-Trans.Dzieńdobry,czymmogęsłużyć?
–Pochwiliuruchomiławewnętrznąlinięiodezwałasię
aksamitnymgłosem:–Szefie,dopana.Nadwójce.
Kilkaminutpóźniejaluminiowedrzwidzielące
pomieszczeniaotworzyłysię.Stojącywnichmężczyzna
niemógłmiećwięcejniżtrzydzieścipięćlat.Ubrany
byłwlekką,przewiewnąkoszulęijasnepłócienne
spodnie.Jegoszczupła,pociągłatwarz,zmarszczone
czołoiwystającekościpoliczkowepodkreślałyostre
rysy.Napierwszyrzutokaniewyglądałzbyt
sympatycznie.
–PaniBożeno,proszęsprawdzić,ktojestdzisiajwolny