Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
pędemnawprost.Odpoczynekniewchodziłwrachubę,
chwilasłabościmogłazbytdużokosztować.Musiał
przezwyciężyćwłasnesiły.
Słońcebyłojużwysoko.Strukturalasudrastyczniesię
zmieniła.Krzewypojawiałysięjużtylkowniedużych
grupkach,arozpościerającysięobszarporastałysosny,
nielicznekępkitrawyimchuorazigliwie,mnóstwo
suchegoigliwia,któreniesamowicieułatwiałobieg.
Zprzoduterendelikatnieprzechodziłwłagodne
pagórki.Wbiegającnanie,mężczyznazkażdym
metremtraciłszybkośćisiły.Jednakjakieżtowspaniałe
uczucie,kiedyosiągałszczyt,anastępniepędził
zimpetemwdół.Mimowszystkokosztowało
gotobardzodużowysiłku.
Strumieniepotumalowałynawięziennymdrelichu
wilgotneplamy.
Gdyzbiegałporazkolejny,naglestopyzaplątałysię
wpajęczyniekrzewów.Runąłprzedsiebie,padając
natwarz.Siłapotknięciaodbiłajegociałoodziemi,
upadekbyłtaknagłyitakniespodziewany,żenie
zdążyłzareagowaćiniebezpieczniepokoziołkował
wdół.Wpewnymmomenciepoczuł,jakjegoprawa
nogabezwładnie,zpotężnąsiłąuderzaotwardykonar
drzewa.Usłyszałodgłosrozpruwającegosięmateriału
iwtejsamejchwilitużnadkolanempojawiłsię
przeraźliwyból.
Niezważającnacierpienie,podkurczyłnogę,obiema
dłońmizłapałobolałemiejsce,jakbyliczył
nacudotwórczedziałanieswychrąk,ileżałbezruchu
jakgłaz.Nawetniedrgnął.Ztrudempowstrzymywał
rodzącysięwgardlekrzyk,zacisnąłszczękiiwściekle
sapał,bypokonaćpotworneuczucie.Wtemwyczułcoś
lepkiego,spojrzałidostrzegłrozrastającąsięplamę
krwi.Pulsującybólbezlitośnieszarpałjegoprawą
nogą.Dopieropokilkuminutachspróbowałwstać.
Powolidźwignąłsweciało.Zrobiłparękroków.