Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Przestrzennygabinetobiałychścianachbyłurządzony
wskromny,surowysposób;doskonaleodzwierciedlał
charakterjegoużytkownika.Pięćdziesięcioletniwysoki,
postawnymężczyznaoszpakowatychwłosach
izielonychoczachubranybyłwdobrzeskrojonyszary
garnitur,białąkoszulęikolorystyczniedopasowany
krawat.Wyglądałdostojnieirówniedostojnąpełnił
funkcjębyłnaczelnikiemzakładukarnego
wStrzelcachOpolskich.Strażnicy,pozostałypersonel
tejżeinstytucjiorazwięźniowienazywaligomiędzy
sobąWodzem.
Zawszespokojny,opanowany,nigdyniedającysię
ponieśćemocjom,reprezentowałżywyprzykład
rozsądnegoitrzeźwegomyślenia.Terazrównież
sprawiałtakiewrażenie,alewewnątrz
najprawdopodobniejwrzał.
Sztywnymkrokiemprzechadzałsięwzdłuż
pomieszczenia.Byłowidać,żeintensywniemyśli.Jeden
zdwóchmężczyznstojącychobokdrzwinajwyraźniej
miałochotębezszelestnierozpłynąćsięwpowietrzu.
Byłnimoficerodpowiedzialnyzagrupępracującą
dzisiejszegodniawlesie.
Jakmogliściedotegodopuścić!ostrygłosWodza
zabrzmiałniczymgrzmot.Świadczytojedynieobraku
zdyscyplinowaniaipostępowaniuwbrewregulaminom,
zarównoprzezpana,jakiprzezpańskichludzi.Nic
dodać,nicująć!Mojegratulacje.Brawo!
Ależpanienacz…
Żadnychależ!Basta!prawiewrzasnął,przerywając
muwpółsłowa.Popełniliściekarygodnybłąd!
Naraziejesteściewolni,więcproszęprzystąpić
dorutynowychczynności.Konsekwencjebędziemy
wyciągaćpóźniej!
Strażniksprężyścieobróciłsięnapięcie.Wychodząc