Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PRZEWOŹNIK
Dzisiejszylipcowyporanekbyłzwiastunemupalnego
dnia.Promieniewschodzącegosłońcaniczymprężne
złotestrunyostrorozcinałypowietrze,
anaturkusowo-błękitnymniebieniesposóbbyło
dostrzecchoćbycienianajmniejszejchmurki.Ognista
kulazkażdąminutąpięłasięcorazwyżejponad
horyzontemirozdającdookołaprzyjemneciepło,
docierałaswymwesołymblaskiemdonajciemniejszych
zakamarków,byofiarowaćświatuupragnionąradość
życia.
Dachydomów,liściedrzew,krzewyipołacietrawy,
skąpanewporannejrosie,migotałytysiącami
malutkichrefleksów,sprawiającwrażenieminimalnego
ruchu.Możnabyłouleczłudzeniu,żektośwjakiś
cudowny,wręczczarodziejskisposóbobsypałcałą
okolicędrobniutkim,błyszczącymbrokatem.
Zalesioneterenypołożonenaobrzeżachmiasta
spowijaładelikatnamgła.Mlecznesmugiunoszącesię
tużnadpowierzchniąziemiwolnodryfowały,błądząc
pomiędzykrzewamiikonaramidrzew,jakbychciały
ukryćprzedoczamiwścibskichswojetajemnice.
StrzelceOpolskie,pogrążonejeszczeweśnie,otulała
wszechogarniającacisza;jedynąoznakążyciabył
porannyśpiewptaków.Chociażczasamimożnateżbyło
usłyszeć,jakniewidzialneskrzydłaunosząwprzestrzeń
charakterystycznystukotpędzącegogdzieśwoddali
pociągu.
Takjakcodzieńkościelnedzwonyodezwałysię
dokładnieopiątejtrzydzieści,zwołującnaporanną
mszę,aichdonośnydźwiękrozbrzmiewałdostojnienad
całąokolicą.Ulicemiastapowolizaczynałytętnić
życiem.Ludziepodążającywróżnychkierunkach
spieszylidoswoichcodziennychzajęćiobowiązków,