Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Tychybażartujeszalboodrogępytasz!–wykrzyknął.–Katyń
wczterdziestympiątymsięniewydał,atobysięmiałozesrać?!
Iżebyśsobieniemyślał,kupaAmerykanówwiedziaławtedycoijak!
Samegieroje,wrandzeoficerów!Anasiichnawetzabijaćniemusieli,
żebyichuciszyć,wotgaława!Taktounaszałatwiająitakąszkołę,
najlepsząznajlepszychijaukończyłem!Zwyróżnieniem!
Nateostatniesłowa,szczególniezaakcentowane,rudowłosyskinął
głowąpatrzącWładimirowiwprostwzimne,niebieskieoczy.
Togonieusatysfakcjonowało,więcryknąłrazjeszcze:
–Zewszystkimimożliwymiwyróżnieniami!!!
NatoDonaldspuściłwzrokipokiwałgłowątrzykrotniewtrzech
seriachnaprzemiennie,raztwierdząco,adwarazyprzecząco–
niedowierzająco.DopierowówczaswyraztwarzyWładimira
Władimirowiczazelżał,adłońprzysunęłapółmisekzowocamibliżej
gościa.
–AleDonald,dlaczegotysięnieczęstujesz?Tymójgość,atudobre
gruszki,zHiszpaniichyba,pokuszaj...
Gośćdrżącąrękąsięgnąłdoszklankizwodąioblałsobiekrawat
usiłujączwilżyćusta.
WładimirnatenwidokpoklepałDonaldafamiliarniepoplecach
rozlewającresztęwodynaspodnieodgarnituruPolakainabiałą,
skórzanąkanapęwswoimgabinecie,leczzarazuzupełniającstratę
zkarafkizestołu.
–Nu,mołodziec!Noprzecieżwiesz,jakjaciebialjublju!
–wykrzyknął.
WyłupiasteoczyDonaldaomalniewypadłyzorbit.
Przezchwilępożałował,żezamiastwódkizażyczyłsobiewody.
Władimirzaśwporęsięocknąłiprzejąłrolętroskliwegogospodarza.
–Donald,tyjeszczewoduchociesz?–zapytałzaglądając
mudokryształowegokielicha.