Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Chłopjakdąb,alewidzipan,jakapogoda,przymrozeknagle
chwycił,chłopsiępoślizgnąłizłamałnogę–mówiła
rozemocjonowana.–Ruszyćsięniemógł.Ludziemupomogli.Nie
wiadomo,cobysięstało,gdybysambył.
–Odzłamanejnogisięnieumiera–odpowiedział.–Pomyślę
nastarość,jaksiłbędziemniej,żebysiędowsisprowadzić.
Pulchnakobietawestchnęła.
–Wyjedziepanstąd.Wszyscystąduciekają.Panteżtorzuci.
–Dopierosięsprowadziłem.
–Takamiastowamoda–skrzywiłasięzdezaprobatą.
–Widziałamniejedenraz.
–Narazienigdziesięniewybieram.
WsklepieUZosizamontowanybyłtradycyjnydzwonekprzy
drzwiach,któryinformowałowejściuklienta.Właśniezadzwonił.
Fiodorniezainteresowałsięwchodzącymklientem.Chciałzrobić
szybkozakupyiwrócićdosiebie.Niezamierzałdawaćpretekstu
dopogawędkizkimśinnymniżsprzedawczyni.
–Dzieńdobry–rozległosięprawiewyszeptanepowitanie.Słaby
kobiecygłos.
–Dzieńdobry,paniKasiu–zaćwierkałaautomatyczniepaniZosia
iwróciłazuwagądoGraleckiego.
Fiodorwyczułzaplecamiobecnośćkobiety.
–Chleb,kaszę,ukroimipanitrochętejszynki–pokazałnaladę
chłodniczą.Ekspedientkazajęłasięswoimiczynnościami.–Jeszcze
trochępółtłustegotwarogupoproszę.A…idamipanizedwakilo
ziemniaków,bosięjużskończyły.Zeczteryjabłka,trzybanany.Zkilo
tejkiełbasy,którązawszebiorę.Wezmęteżworekkarmydlapsa.Ipół
kilowołowiny.
–Aczemutaślicznotazpanemdzisiajnieprzyjechała?
–zaszczebiotałasprzedawczyni.
–Pilnujedomu.
–Notak.Niechsięstrzegąwszyscyzłodzieje–paniZosiazaśmiała
sięnawspomnieniemałegomaltańczyka,którykilkarazybyłtutaj
zeswoimopiekunem.
–Zdziwiłabysiępani,jakizniegokozak–zaperzyłsięGral.
–Pewnie,pewnie.
Fiodorskupiłsięnaliściezakupów,późniejpakowaniudosiatek
izapomniał,żeniejestwsklepiesam.Dopieroodwracającsięodlady,
żebywyjść,omiótłspojrzeniemcichąkobietę,którazanimstała.
Nabrałgłębokopowietrza,mijającją,jakbyztymwdechemwciągał