Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
frasuje.
–Oczywiście,miłościwypanie.
Szlachciczawróciłkonia,alewstrzymałsięnagle.
Uwagęwszystkichprzyciągnąłwracającykunim
pośpieszniestarościc.Minęmiałnietęgą.
–Najjaśniejszypanie,bieda!
–Cóżtam?
–Posłaniec…–Młodzikzawahałsię,objąwszyszybkim
spojrzeniemliczniezgromadzonychnatrakciedworzan.
–Ludzie,którychwielmożnymarszałekwysłałprzodem
dlasprawdzeniagościńca,niezdążylinaprawićbrodu.
Wnocyulewazarwałabrzegrzeki.Tutejszystarosta
przysłałpomoc,leczprzejazdniegotowy.Wkilkapacierzy
przeszkódnieusuną–tłumaczyłpośpiesznieigłośniej,niż
należało.–Konnimożebyprzeszli,leczciężkiewozy
skarbneikolebkinieprzejadą.
–Toźle–rzekłkról,marszczącbrwi.–Mroczejejuż.Nie
chcemy,bynamwilcystraszylimałżonkęinasze
córuchny.
–Miłościwypanie,pozwólciemijeszcze…–zaczął
starościc,alepoirytowanymarszałekprzerwałmu:
–Natychmiastpoślętamwięcejludziihonoremręczę,
żeprzedzmrokiemstaniemynanocleg.
–Niemożetobyć!–Młodzienieczaprotestowałtak
stanowczo,żenietylkokról,aleijegoprzybocznimocno
sięzdziwili.–Trzebakonieczniezawrócić!
–Albowgorętwie[3]bredzi,albodocnarozumpostradał
–mruknąłspokojnymbasemsiwobrodywojewoda.
Nimktokolwiekzdążyłpowiedziećcośjeszcze,starościc
zeskoczyłzsiodłaprostowmętnąkałużę,ażbłoto
chlapnęłonaboki.Skłoniłsię.
–Najjaśniejszypanie,pozwólciemiprzekazaćcoś
jeszcze.Tonaderważneipilne–rzekłznaciskiem.