Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
RozdziałI
Matczynabitwa
ListopadAnnoDomini1466,
wdrodzezToruniadoKrakowa
Królewskiwierzchowiecniechętniezatrzymałsię
wpółmrokubłotnistegoleśnegotraktu.Gdyjeździec
ściągnąłwodzenawidokzwalniającejprzedniejstraży,
zniecierpliwionezwierzęparsknęłoipodrzuciłołbem,
zabrzęczałysrebrneozdobyuprzęży.
Spokojnie,staruszku.Torzekanasspowalnia.
Rozbawionykrólpoklepałniemłodegojuż,choćwciąż
krzepkiegoogierapoczarnymjaksmołakarku.Ani
chybimarzycisięstajniaiobrokświeży.Dostaniesz,
dostaniesz.Noclegniedalekomówiłpółgłosem,
uśmiechającsięprzytym,jakbyprzekomarzałsię
zprzyjacielem.Myteżchętnienapilibyśmysięmiodu
grzanego,wszelakodziśgalopowaćniebędziem.
Zniemałymtrudemudobruchaliśmywczorajnajjaśniejszą
małżonkęnaszą[1]rzuciłzprzekąsem,tymrazem
doprzysłuchującychsięmimowolnietowarzyszy.