Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
frasuje.
Oczywiście,miłościwypanie.
Szlachciczawróciłkonia,alewstrzymałsięnagle.
Uwagęwszystkichprzyciągnąłwracającykunim
pośpieszniestarościc.Minęmiałnietęgą.
Najjaśniejszypanie,bieda!
Cóżtam?
Posłaniec…Młodzikzawahałsię,objąwszyszybkim
spojrzeniemliczniezgromadzonychnatrakciedworzan.
Ludzie,którychwielmożnymarszałekwysłałprzodem
dlasprawdzeniagościńca,niezdążylinaprawićbrodu.
Wnocyulewazarwałabrzegrzeki.Tutejszystarosta
przysłałpomoc,leczprzejazdniegotowy.Wkilkapacierzy
przeszkódnieusunątłumaczyłpośpiesznieigłośniej,niż
należało.Konnimożebyprzeszli,leczciężkiewozy
skarbneikolebkinieprzejadą.
Toźlerzekłkról,marszczącbrwi.Mroczejejuż.Nie
chcemy,bynamwilcystraszylimałżonkęinasze
córuchny.
Miłościwypanie,pozwólciemijeszcze…zaczął
starościc,alepoirytowanymarszałekprzerwałmu:
Natychmiastpoślętamwięcejludziihonoremręczę,
żeprzedzmrokiemstaniemynanocleg.
Niemożetobyć!Młodzienieczaprotestowałtak
stanowczo,żenietylkokról,aleijegoprzybocznimocno
sięzdziwili.Trzebakonieczniezawrócić!
Albowgorętwie[3]bredzi,albodocnarozumpostradał
mruknąłspokojnymbasemsiwobrodywojewoda.
Nimktokolwiekzdążyłpowiedziećcośjeszcze,starościc
zeskoczyłzsiodłaprostowmętnąkałużę,błoto
chlapnęłonaboki.Skłoniłsię.
Najjaśniejszypanie,pozwólciemiprzekazaćcoś
jeszcze.Tonaderważneipilnerzekłznaciskiem.