Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zamknąć.
Zasypać.
Zapić.
Żeteżdałsięnamówić…
Julkajeszczerazspróbowałazniechęcićsiedzącego
naprzeciwkomężczyznę:
–Będziepanmoimniewolnikiem.–Zajrzałamuwoczy,
alewyczytaławnichtakiebłaganie,żeniecosię
zmieszała.
Niebezznaczeniapozostawałfakt,żeolbrzymifacet
przypominałwyglądemdorodnegoniedźwiedzia,ale
spojrzeniemiałraczejsarenki.Ewentualniełosia.
Łagodnego.Pożywiającegosięleśnąjagodąigrzybkami
(jeśliłosiebiorącośtakiegodogęby)istąpającego
delikatnieporunie.Wkażdymraziezlicapatrzyłypanu
Piotrusiowidobro,łagodnośćiinnetakiepluszowerzeczy.
Inieudawał,Julkapotrafiłabytoprzecieżodkryć.Chociaż
wyraźniesięczymśdenerwował,bociąglezerkałwokno.
Wierciłsię,nachylałnadwiklinowymkoszemprzy
witrynieiwyglądałnaulicę.Ciekawe,cogotak
niepokoiło.Możeburza?
Nazewnątrztrwałwściekleupalnyporanek,poalei
dreptałypojedynczejednostkiludzkiewpatrującesię
towjasnogórskąwieżę,towniebo,któregroziło
spacerowiczomnastroszonymigranatowymichmurami.
Bezruchizaduchwręczporażały.
–Jestemdopanidyspozycji.–Piotruśuśmiechnąłsię
wkońcunieznacznieiznówpoprawiłnamiejscu,alejego
postawanadalwyrażałatęsamą…desperację.
Tak,niewiedziećczemu,wyglądałnazaciętego
wswoimpostanowieniu.Wręczuparciepchałsiępodnóż.
Zadziwiające.Julkachrząknęłaidalejbadałagrunt.Była