Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
isolidnekawałygrabubądźdębu.Wierzyliśmy,żewraz
zpojawieniemsiępłomienizanikakrągdemonów
naszegodomu.
Wtakichchwilachprzykominkuszatanznajdowałnas
zajętych.
DESZCZRYBICHŁUSEK
Wpiątki,wczesnymrankiemwyruszaliśmyzbratem
doportuporyby.Jeszczenieodegnaliśmyztwarzy
nocnychzmorijeszczeczuliśmynapoliczkachmiękkie
śladysnu.Nadzatokąrozpraszałysiędopieroporanne
mgły.Szliśmyprzezpusteotejporzedniaulice,zdumieni
pewnymodgłosemnaszychkroków,którewciszyświtu
nienaturalniegłośnorozbrzmiewałynawilgotnych
kamieniach.Jużzdalekasłyszeliśmyskargliwegłosy
mew.
Mijaliśmyniewielkie,ceglanedomyrybakówzoknami
tużprzyziemi.Kołokościelnegomuruulicagwałtownie
zaczynałaopadaćkunabrzeżom.Jeszczechwilaijuż
byliśmywporcie,tużobokdrewnianychkutrów.Rybackie
siecirozpiętenakołkachfalowałynawietrze.Siedzący
włodziachrybacywyciągalizłowioneryby,opowiadając
sobiewydarzeniaminionegowieczoruinocy.Rzęsisty
deszczłusekrazporazopadałnadnołodzi.Wzielonych
okachsiecipołyskiwałyciałaryb.