Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
pojawiłsięrozmytyczerwonykształt,spytałdla
pewności:–Człowiek?
–Niemawątpliwości.
–Kobieta,facet?
–Chybakobieta.Wkażdymraziektośniezbytwysoki,
drobny.
Ktoodważyłsiępodejśćpodtwierdzęwśrodkunocy?
Nawetwdzieńniktsięniekwapiłczytozlęku,czy
przezrespekt,tegoMaddoxniepotrafiłpowiedzieć,ale
napalcachmógłpoliczyćtych,którzyztakichczy
innychpowodówpojawialisiętuprzezminionyrok:
dostawcy,kobietyszukająceseksu,ciekawewszystkiego
dzieciaki.
–KochankaParysa?
–Możliwe–mruknąłTorin.–Chybaże...
–Chybażeco...?
–Chyba,żetoŁowca.Ściślejmówiąc,Przynęta.
–Wygłupiaszsię.–Maddoxzacisnąłusta.
–Niewygłupiamsię.Pomyśltylko,dostawcyzawsze
cośniosą,panienkiParysaidąprostodobramy,atama
pusteręce,krążywśróddrzew,zatrzymujesię,pochyla,
jakbypodkładałaładunkiwybuchowealboinstalowała
kamerki.
–Sammówisz,żemapusteręce...
–Kameryiładunkimożnaschowaćwkieszeniach.
–Potarłkark.–Łowcynienękalinasodgreckich
czasów.
–Możenasszukali,ciągleszukali,zpokolenia
napokolenie,iwreszcieznaleźli.
Nagłyskurczstrachuwżołądku.NajpierwAeron,
terazniezapowiedzianygość.Zwykłyzbieg