Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
poruszył,toznaczyjakbysięnieporuszył.Omalnie
przewróciłaoczaminatowidowisko.
–Taknaprawdęwcaleniemasznaniegoochoty
–zawyrokowałReyes.–Wszyscytowiemy.Powiedz,
czegochcesz,zanimzmusimycięsiłądomówienia.
Jąbędązmuszaćsiłą?Nonie.Onateżzałożyłaręce
napiersiach.
Kilkaminutwcześniejjeszczewiwatowali,żeLucien
jąpocałował,tak?Amożetoonasamawiwatowała?
Terazurządzalijejprocesidomagalisię
wyczerpującychodpowiedzi.Zachowywalisię,jakby
Lucienniepotrafiłwzbudzićzainteresowanianawet
uślepej.
–Chciałam,żebywsadziłmifiuta.Terazkumacie,
dupki?
Cisza.Szok.
Lucienstanąłprzednią.Chciałjąochronićprzed
kolegami?Jakietosłodkie.Niepotrzebne,alesłodkie.
Złośćpoczęściwyparowała.Miałaochotęgouściskać.
–Zostawciejąwspokoju–oznajmił.–Onasięnie
liczy.Toktośbezznaczenia.
Radośćteżwyparowała.Nieliczysię?Bezznaczenia?
Przedchwiląściskałjejpierśwdłoniiocierałsięojej
biodra.Jakśmiemówićterazcośpodobnego?
Zrobiłosięjejczerwonoprzedoczami.Takzawsze
musiałaczućsięmojamatka,pomyślała.Niemal
wszyscyfaceci,którychDysnomiabraładołóżka,
obrzucalijąbłotem,kiedyjużwygodziliswojejchuci.
Łatwa,powiadali,zdatnatylkodojednego.
Anyadobrzeznałamatkę,wiedziała,jakbardzojest
niewolnicąnierządnejnatury,aprzecieższukała