Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PRO​LOG
Nocleniwieustępowaładniu.Byłociepło,lecznieduszno.
Naniebiezamiastgranatowejczerni,zakoronamidrzew
wykwitłaczerwonasmuga,zaczynałosięprzejaśniać.
Wciemnym,gęstosplątanymlesieniebyłonicwidać,
istnaścianaomszałychkonarów,pomiędzyktórymi
wisiałamgła,przezcopowietrzemiałowilgotnyposmak.
Tutajwciążbyłociemno,gdzieśwzaroślachskrobały
ichrobotałymałegryzonie,międzydrzewami
bezszelestnieprzelatywałypolującenaowady
nie​to​pe​rze.
Tym,conienależałodoodgłosównocnejnatury,były
szyb​kie,prze​peł​nionestre​semod​de​chykilkumęż​czyzn.
Sztychłopatywsunąłsięwubitąziemiętylko
dopołowy.Ściętynajeżykaokołotrzydziestoletni
mężczyznawrozpiętejciemnejkoszulizkrótkim
rękawemkopnąłnarzędziebutem,aleusłyszałjedynie
szorstkidźwięktwardejblachyrysującejnatrafiony
kamień.Powtórzyłzamachjeszczedwarazy,aletwarda
glebaniechciałapuścić.Widoczniewziemimusiał
znajdowaćsięwiększygłaz,ategoniebędziewstanie
ominąć.Wyciągnąłsztych,ałyżkasypnęłaziemiąnajego
buty,cowyraźniegozdenerwowało.Podniósłztrawy
latarkę,którejświatłobyłoskierowanebezpośrednio
nakopanyrów.Trzepnąłnogąkilkakrotnie,byzrzucić
zobu​wianad​miarziemi.
Corobisz?!upomniałgodrugimężczyzna,stojący
znimwtejsamejdziurze.Miałogolonągłowę,był
wysokiidobrzezbudowany,cowyraźniepodkreślałajego
obcisła,białakoszulka,zapoconajużpodpachami.
Napierwszyrzutokaprzypominałkibola.Kop,nie
maczasurzuciłispojrzałniepewniewkierunkulinii
drzew,jakbysięoba​wiał,żektośmiałbystam​tądwyjść.