Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
myślisz,żeijacipomogę?
–Jakchcesz.
–Ha,ha!–Odźwiernywybuchnąłgorzkimśmiechem.–Sądzisz,żeodemniezależy
cokolwiek,żejestempanemswojejwoliiwogóleczłowiekiem?!
–Tak!
–Totynieznaszświata!Skądsięwziąłeś?
Przybyszstałspokojnie,milcząc.
–Niejesteśchyba...Niemaszprzypadkiembłonpomiędzypalcami?
Przybyszpodniósłramięwgeścieprzysięgi,jednocześniepokazałdłoń,naktórejnie
byłożadnychliniiopróczjednej,czerwonejigłębokiej,któraprzebiegałaodprzegubu
donasadypalców,kończącsiękrzyżykiem;tegojednakżeOdźwiernyniewidział,odniósł
tylkowrażenie,żezostałjakośszczególniepozdrowiony.
Wybuchnąłnagledługoskrywanąkrzywdą.
–Niemogęcięwpuścić!Bramajestprywatnaipatrz,komputerwszystkorejestruje,
liczykażdego,ktoprzechodzi.Programjesttakopracowany,żesamdecyduje,ktomoże
przejść,aty...Wieczoremszefkażesobieprzesyłaćrejestry,nieruszającsięodswego
biurka,ba,niemusinawetnaciskaćklawisza,urządzeniewłączasięsamo,onnietrudzisię
przecieżliczeniemobywatelilegalnych,osobnikówdrugiejkategoriiitychpozaprawem,
czylinędzarzy,bezrobotnych,azylantów.Możeszmiećtatuaż,kośćwnosie,piórawdupie,
poruszaćsięnaprotezachprzytwierdzonychdoautobusu–wpuszczęcię,niejesteśmy
przecieżfaszystami!Onie!Niktniedyskryminujeludzizpowoduwygląduikoloru,no,
możetroszeczkę,alemusiszmiećkontowbanku!Atymasz?Masz?!Nędzarzu,głodny
skurwysynie,czyhający,bycięwpuścić,byśmógł,łaszącsięizerkającwoczy,zanurzyć
ręcewgównie,żebyzarobićnatalerzzupy.Boilejesteśwart?Tyleilemożeszzarobić.
Wszystkoprzelicząnapieniądze.
–Kto?
Odźwiernynaglezamilkłzotwartymiustami,apotemzrobiwszynieokreślonygestręką,
powiedział:
–Wszyscy.Takieczasy.
–Atynailesięcenisz?–zapytałPrzybysz.
–Dobrze–burknąłOdźwierny.–Wiem,cochceszprzeztopowiedzieć.Mogęprzecież
zawiadomićtelewizję.–Jegoręka,wciążzawieszonanadklawiaturą,obniżyłasię.
–Wpuszczęcięzabramę,alewyłączniepoto,byznimiporozmawiać,ijeżeliniewyrażą
zgody,będzieszmusiałwyjść.
–Uczynięto.
–Żebymniemusiałcięwyrzucać,bomamsposoby!Ostrzegam,niebędzieszmógłsię
pozbierać.–Palcenareszcieuderzyływklawiszeiwzaporzezrobiłysiędrzwi,lekki,
ciemniejszyobrys.
–No,właź!–ponagliłOdźwierny.
Przybyszwcalesięniespieszył,stojącwciążprosto;niewyglądało,żezamierzadaćnura
dośrodka,bysiędostaćdorajuobfitości,nowoczesnejtechnikiidobrobytu.Tuciągnęli
wszyscy,nawetznajdalszychstron,niebaczącnatrudy–wielebydali,zaparlisięwłasnej
rodziny,krajuireligii,bytewartościprzehandlowaćzawideoisamochód–lecztenobcy
zachowywałsięwyniośle,jakbytoonrobiłimwszystkimłaskę.Wreszcie,pochyliwszysię,
bobyłnadzwyczajwysoki,przeszedłprzezprógjednymkrokiemistanąłtużzaprzejrzystą