Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Uśmiechnęłasię.
Uśmiech.Kobietazapatrzonawniegoogłupiała,
skleiłasobiedoresztypalcetaśmą,zdejmujączapisaną
swoimkaligraficznympismemkartkę.Najdziwniejszebyło
to,żecośjejtenuśmiechprzypominał,tylkoniemiałapo-
jęciaco.
—Nodobrze,wsumiechciałamtenpokójwynająć
jaknajszybciej.Przedtemmieszkałatuparastudentów,na
tejulicywogóledużostudentówmieszka,mająbliskona
zajęcia.Źletrafiłam,zarzekalisię,żesąspokojni.Ibyli.
Przezmiesiąc.Potemcodwadnirobiliimprezę.Przezcałą
nocmiałamdyskotekę,aranomusiałamwyciągaćobcych
ludzizwanny.Dzieckoranoidziedoszkoły,jamamdy-
żury,bojestempielęgniarką.Prosiłam,groziłam,przez
tydzieńbyłolepiej,apotemznówodnowa.Wreszcieich
wyrzuciłam.Jeślipanibędziemieszkaćsama,topoliczę…
—Będęmieszkaćsama.—Założyłaplecak,dwietor-
bywzięławprawąrękę,lewąjednymruchemoderwałaod
dłonikobietywklapkachogłoszenieizwinęłajewkulkę.
Wylądowałowblaszanymkublenaśmieci.
—Jakdługo?
—Jakdługobędzietrzeba.
—Chciałabympodpisaćumowę.Możenapółroku?
Zawszemożepanizrezygnować,tylkoproszęmiotympo-
wiedziećchoćdwatygodniewcześniej.
—Proszębardzo.
Kobietagestemwskazałakuchnię,przyniosławydru-
kowanąumowę.