Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
datą.Razemzbanknotamibyłaschowanakarteczka.Nic
szczególnego,wyglądanazwykłąlistęzakupów.„Pasta
dozębów,herbata,ręczniki,warzywanakrem”
–odczytał.–Ładnepismojaknafaceta,żetakpowiem.
Zainteresowanienieustawało.
Tymczakwestchnąłiobejrzałsięprzezramię
nadenata.
–Obawiamsię,żenarazieniepowiemcinic
konkretnego–przyznał.–Niewidaćżadnychobrażeń
zewnętrznychaniśladówwalki.Czasuzgonuteraznie
określę,aletakmiędzynami…niesądzę,żebytak
siedziałprzezcaływeekend.
–Awżyciu–wtrąciłdrugitechnikzłazienki,gdzie
zabezpieczałdowody.
–Bo?–wyrwałosięzPozgonnego.
–Bo–powtórzyłTymczak,zachwycony
tąintensywnąinterakcjąześledczym–widzisz,Jureczku.
Coprawdawtakichstarychkamienicachjaktazazwyczaj
jestchłodniej,alenienatyle,żebyzahamowaćnaturalny
procesrozkładuczygojakośtamznaczącospowolnić,
żetakpowiem.No,zimątojeszcze,alelatemtojużbez
szans.Anadodatekoddwóchtygodnimamyfalęupałów
potrzydzieścipięćstopniwcieniu–podkreślił.
–Noinaszszanownydenatzasiadawmałym
zamkniętympomieszczeniubezoknaczyjakiejkolwiek
wentylacji–dorzuciłdrugitechnik.–Doba,możepół.
Górapółtorej.
Tymczakprzytaknął.
–Teżtakobstawiam.Musiałbyśzapytaćświadków