Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
2.
–Muszęprzyznać,żetujestnaprawdępięknie
–powiedziałaDaria,gdywszystkierzeczy,któreAlina
wzięłazesobązWarszawy,zostałyrozpakowane,apo
transporciebagażowymzostałjedyniekurzunoszącysię
nadpiaszczystądrogą.
–Powinnaśwziąćsobiepsa–powiedziałMarek,niosąc
dodomujednozcięższychpudeł.–Przydałbysię
doobronynatymbezludziu.
–Jakimbezludziu?Mamprzecieżoboksąsiadów.Atam
jestnastępnydom.–Alinawskazałanakilkabrzóz
rosnącychwzdłużogrodzenia,zaktórymiwidocznybył
drewnianybudynek,pociemniałyzestarości
igdzieniegdzieporośniętymchem.
–Niewyglądanazamieszkały–mruknąłsceptycznie
szwagier.
–Wiesz,Marekmarację.Jateżbyłabymspokojniejsza,
gdybyśniebyłatutakcałkiemsama…–Siostra
zawtórowałamężowi.
–Och,dajciespokój–żachnęłasięAlina–wychodzą
zwasmieszczuchy,któretylkowtedyczująsię