Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Odpowiedziałemuśmiechem,trochęskrępowany.
–Gdybymwiedział,żedzisiajbędzieszwyglądałatak
niezwykle,zamówiłbymcośtrochęwiększego
idroższego.Wporównaniuztobątenbukiecikwygląda
bardzoblado,Anno–przyznałem,marszczącbrwi,
bodopókijejniewidziałem,kwiatywydawałymisię
bardzoładne.
–Ashtonie,chybabierzesztakiezdaniazporadnika,
jaksprawić,żebykobietazmiękła–drażniłasięzemną.
Niepotrafiłempowstrzymaćśmiechu.Zmojego
doświadczeniawynikało,żeludziebylizazwyczaj
obdarzenialbowyglądem,alboosobowością.AAnna
miałaażnadtojednegoidrugiego.Beztrudu
przeszedłemwnasztrybflirtowania.
–Aco,działa?–zażartowałem,uśmiechającsię
prowokacyjnie.
–Absolutnietak–zachichotała,kiwającgłową.
Wyjąłembukiecikzpudełka.
–Niemusiszgozakładać.–Majstrowałemprzynim,
zażenowany,dającjejjednocześnieszansęnazmianę
decyzji,gdybyjednaksięjejniepodobał.Podeszła
bliżej.Owionąłmniezapachjejperfum,sprawiając,
żezapomniałemotym,copowiedziałem.
–Jestśliczny.Dziękujęci–wyszeptała,patrząc
miwoczy.
Widaćwnichbyłoszczerość.Wyciągnęładomnie
ramię,ajazałożyłembukieciknajejnadgarstek,
apotempogłaskałemleciutkojejdelikatnąskórę.
Jakiśruchdostrzeżonykątemokaprzypomniałmi,
żeniejesteśmysami.Puściłemszybkojejrękę,
cofnąłemsięokrokibyłembardzoniezadowolony