Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Oczywiście,panieBrandano–mówiuprzejmiesekretarka.
Uśmiechasiędoniego.Kiedyjaweszłamdogabinetu,spojrzała
namniespodełba,jakbymrobiławielkąaferę.–Bardzoproszę
–podajemuplan.Zeco?Onniemusitusiedziećiczekać
naszkolnegopsychologajakwszyscypozostali?
O.M.G.Prawdopodobniezpsychologiemmusząspotykaćsiętylko
wywalonezpoprzednichszkółwyrzutki.Cozawstyd.
PanPopularnydziękujejejiodwracasięnapięcie,spoglądając
naswójplanlekcji.Marszczylekkobrwi–prawdopodobnieniemoże
uwierzyć,żektośodważyłsięzapisaćgonamatematykę.
Unosiwzrok.Naszeoczyspotykająsię.Jegosąciemne,
niepokojące,mająkolorczekolady.Czuję,żemocniejbijemiserce.
Nocóż,jestemtylkoczłowiekiem.
–Hej–mówi.
–Cześć–odpowiadadziewczynazróżowymiwłosami,wcinającsię
pomiędzynas.
–Czyktóraśzwaswie,gdziejestsalanumer107?
Uśmiechasię,obnażającidealniebiałezęby.Naprawdębiałe.Nie
takie,któremająludzie,którzyużywaliwybielającychpaseczkówalbo
wydalisetkidolarówudentysty.Riellematakiezęby.Onaitłumy
innychdziewczynzConcordiaPrep.
–Nie–mówięzdecydowanymtonem.Opanowujęswojehormony,
bioręłykalatteiopuszczamwzroknaksiążkę.
–Nie?–pytazniedowierzaniem.
Jestwyraźniezdziwiony,żeniechcęmupomóc.Oczywiście,nie
mapojęcia,żeteżjestemnowa,ipodejrzewa,żejestempoprostu
wredna.Atomisiępodoba.To,żemyśli,żejestemwredna.Uważam,
żetozabawne.
–Nie–powtarzam.
–Jawiem–znówwcinasiędziewczynaoróżowychwłosach.
–Jawiem,gdziejesttasala.
IsaacBrandanoniezwracananiąuwagi.Wciążpatrzynamnie.
Zapamiętałamjegonazwiskotylkodlatego,żetakiesamonosisenator
stanowy,JohnBran…O.M.G.Niesamowite.IsaacBrandanojest
synemsenatora!
Poprzedniegodniawwiadomościachmówili,żeJohnBrandano
wysyłasynadopublicznejszkoły,żebyudowodnić,żepubliczna
edukacjajestrówniedobra,coprywatna.Niesądzę,bybyłatoprawda.
Umówmysię,szkołypubliczne…
–Niewiesz,gdziejestsalanumer107?–pytamnieIsaacBrandano.