Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
znajdował.Zamrugałparokrotnie,jakbychciałprzywrócić
wzrokowiostrość,iskierowałgonamnie.
–Nieśpiszjuż–powiedziałzlekkimzdziwieniem,jakby
dopierotodoniegodotarło.
–Nie.–Konsternacjasprawiła,żemójgłosprzypominał
skrzeczenie.Odchrząknęłam,byoczyścićgardło.
Nevenzsunąłsięnapoduszkęirozpostarłramię.
–Chodźdomnie–poprosiłzuśmiechem.Takrzadkosię
uśmiechał,żegdytorobił,odnosiłamwrażenie,żeoto
dostąpiłamczegośmistycznego,odkryłamnajwiększą
tajemnicęświata.
Stłamsiłamzalegającywżołądkuniepokój
iprzysunęłamsiębliżej,układającgłowęnajegopiersi,
tużprzysercu,którebiłospokojnieimiarowo.
–Dlaczegonieśpisz?–zapytałam,przerzucającramię
przezjegotors.
–Niepotrzebujęwielesnu–odparł,przesuwając
opuszkamipalcówpomoichplecach.–Przeważnieotej
porzegram.
–Takwcześnie?Asądziłam,żetojajestemdziwadłem
–zażartowałam.
–Wcześnie?Czytonietymaszwzwyczajukończyć
graćotejporze?
Postanowiłampuścićjegoprzytykmimouszu,żebynie
rozpoczynaćdniaodscysji.
–Twojagranieprzeszkadzagościomhotelowym?
–Osobiściebyłabymzachwycona,gdybycoranobudził
mniedźwiękwiolonczeli.Niesądziłamjednak,
bymieszkańcyhotelubylitaktolerancyjniizafiksowani
napunkciemuzyki.
–NaprośbęDeanatenapartamentzostałwygłuszony