Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wzięłagłębokioddech,wyprostowałasięiprzywdziała
nawargiuśmiech,poczymchwyciłaswojątacę
doroznoszeniadrinków.
Wyszliśmyzzaplecza,wmomenciegdyDJpuścił
klubowąwersjępiosenki
StrangersAgain
SophiiScott.
Lubiłemtenutwór,podobniejakwszyscyludziebawiący
siędziśw„Spaceship”.Rozległsięogłuszającypisk
radości,atłumzacząłpodskakiwaćwblaskupulsujących
świateł.Parkietimitującydrogęmlecznąwirował,
aodbijającesięwlustrachlaserytworzyłynaprawdę
kosmicznyefekt.
Nazwaklubuzobowiązywała.
Blankapopatrzyłanamnieprzezramię,aja
uśmiechnąłemsiędoniej,ignorującdrażniącespojrzenia
ŁukaszaiKonrada,którzywgapialisięwnas,jakbyliczyli,
żezarazwpadniemysobiewramiona,aonibędąmieli
możliwośćbićnambrawoalbogwizdać.Serio,Konradbył
starszyodemnieorok,aŁukaszodwalata,amiałem
wrażenie,żeichrozwójemocjonalnyzatrzymałsię
napoziomiepodstawówki.
Lubiępiosenkępowiedziałem,patrzącnaBlankę
intensywniej,niżpowinienem.
Całkiemfajnaodpowiedziała.
Wróciładopracyijatakżezająłemsięswoimi
obwiązkami,bowciągukilkuminutmojejnieobecności
przybarzepowstałsporytłok.
Jużwiemy,czemutaksięoburzył,żewpadłanam
woko…powiedziałgłośnoKonrad,nalewającpiwo
dokufla.
Łukaszszturchnąłmnieramieniemwbok.Spojrzałem
naniego,udając,żeniewiem,ocochodzi.
Sammasznaniąchęć,conie?zagadnął,szczerząc
sięjakidiota.
Zostawiętobezkomentarza!odpowiedziałem
ipokręciłemgłowązpolitowaniem.