Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
drzwiboksuiszybkopostawiławodęnieopodalmoich
nóg.Wiadrobyłobiałe.
Odsunąłemsięzdrgnięciem,bokolejnazmianawy-
trąciłamniezrównowagi.Nierozumiałem,czemuwy-
braławłaśnietowiadro.Nielubiłemgo.Miałowysokie
ścianki,więckiedybyłownimmniejwody,trudnosię
zniegopiło.Mójprzyjacielotymwiedział,więczawsze
wybierałczarnewiadro.Mówiłcoprawda,żejestnie-
poręczne,przezcowodarozchlapujemusięnabuty,
alecodziennietowłaśniejestawiałprzedemnąpełne
czystejwody.
Pochyliłemgłowęiupiłemkilkałyków.Chybazro-
biłemtotylkopoto,bysprawićjejprzyjemność–Miki
lubiłSof,awięcijatraktowałemjąprzyjaźnie.
–Śpiewaku…–wyszeptałaiwyciągnęłaostrożnie
dłońwmoimkierunku.Odwróciłemgwałtowniegłowę,
aonaszybkocofnęłarękę.Jejźrenicerozszerzyłysię.
Naprawdębyłaprzestraszona.
–Gdybyśtylkowiedział,wszystkobyłobyprostsze.
Aleinniterazsięciebieboją.Myślą,żeodejścieMikiego
sprawi,żeoszalejesz.Bzdury,prawda?Przecieżjesteś
koniem,niepotrafszzrozumiećtakichspraw.Może
tolepiej…Bonieumiałabymciwszystkiegowyjaśnić.
Śmierćnawetludziomtrudnopojąć.
11