Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
DyrektorNiezgodabywałterazwkiblukilkarazy
dziennie.Jakiegośnagłegorozwolnieniadostałczyjak?
Jeślitrafiałtamakuratpodczasprzerwy,kiedy
mogliśmygonatymprzydybać,przesuwał
niewidzącymwzrokiempowielkich,koślawychliterach
iniezgrabnejgwieździeDawida,jakbyniczegowtym
miejscuniebyło.On,uktóregonaklasówkachniedało
sięściągać,bowidziałwszystko.
WoźnyAmber,postrachkilkupokoleńuczniównaszej
szkoły,któryuzbrojonywnieodłącznąścierętropił
wszystkienasze„chuje”,„pizdy”i„kurwy”,teżmijał
napiszupełnieobojętnie.Chociażnie,toniebyła
zwykłaobojętność.Spoglądałnakoślawelitery,unosił
lekkobrwi,patrzyłnanasporozumiewawczoilekko,
zsatysfakcjąsięuśmiechał.
Nadkiblowymnapisemzapanowałazmowa
milczenia.NiebyliśmyzKamerunemiPrymasem
wstanietegozrozumiećanirozwikłać.
AsamKenediteżbyłjakiśdziwny.Zjednejstrony
lekkozawstydzony,alezdrugiejdumnyjakktoś,czyj
twór,czyjnapisprzetrwałdłużejniżwszystkie
dotychczasoweściennenapisywhistoriinaszejszkoły.
Tenjegonapisbyłjakegipskiepiramidy,którychnie
imałysięczas,wiatryanisłońce.Albojakhoracjańskie
exegimonumentum
.
Kenediczułsięrekordzistą.Jaknieprzymierzając
jakiśAndrzejBadeński.
Alenietrwałotodługo.Potygodniu,amoże
podwóch,zKenedimiwokółniegozaczęłosiędziać
cośjeszczebardziejdziwnego,niepokojącego
itajemniczego.Raptemjakbycośgoprzytłoczyło,
przytłumiło.Zpewnegosiebie,pełnegotupetufaceta
zrobiłsięnieśmiały,ustępującywszystkimiwe
wszystkimchłopczyk.Jużniekroczyłdumnie,jak