Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ajaprzezchwilęstojęnieruchomo,próbującuspokoić
oddech,poczymruszampopodjeździedowerandy
odfrontu.Plecakobijamisięonogę.Mamyparterowy
domzszarymdachem.Mamapilnuje,żebyżywopłotbył
zawszeschludnieprzycięty,rabatynawiezione,
wypieloneikwitnącestosownymidoporyrokubarwami
obecnietopomarańczoweiżółtechryzantemy,
idealnekoloryjesieni.Mamaprzejmujesiętakimi
drobiazgami,botwierdzi,żedomjestdobólu
przeciętny.Niski,skromnyiprzyćmionyprzez
piętrowychsąsiadów,takichjakstarydomJenny,który
stoipodrugiejstronieulicy,naukosodnaszego.
Staramsięnaniegoniespoglądać.Wydajesiępusty,
choćmieszkajątamnowilokatorzy.
Komórkabrzęczymiwdłoni.ToJenna.Nieodbieram
odrazu,żebyniepomyślała,żeczekamnajejtelefon,
chociażtakwłaśniejest.
Hej.
Vicky.OBoże.Nadalsłychaćrozbawieniewjej
głosie.
Toniebyłośmiesznemówię.Anitrochę.
Jennaparskaśmiechem.
Szczerzewc,trocbyło.Frankenstein?Zaraz
padnę.
Śmiejeszsięzemnie.
Śmiejęsięztobątwierdzi.
Skorotak,toczyjateżniepowinnamsięśmiać?
Bozdecydowaniesięnieśmieję.Krążępopodjeździe.
Zrobiłamzsiebietotalnąidiotkę,wszyscysięzemnie
nabijali.Jesteśjedynąosobą,zktórąmogęotym
pogadać,atyteżsięnabijasz.