Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Niewtrącamsięwcudzesprawy–padłaodpowiedź.–Nielubię
sięrozpytywać,matozbytwielewspólnegozosądzaniem.Pada
pytanie,aonoprzemieniasięwkamień.Pansiedzispokojnie
naszczyciewzgórza,akamieńtoczysię,porywajączasobąinne,
awreszcietrafiawjakiegośniewinnegoczłowieka,októrympan
nawetniepomyślał.Irodzinamusizmieniaćnazwisko.Nie,panie,
przyjąłemtakązasadę,żeimbardziejcośjestpodejrzane,tymmniej
zadajępytań.
–Bardzodobrazasada–zgodziłsięprawnik.
–Alezbadałemtomiejsce,dlawłasnegoużytku–mówiłdalej
Enfield.–Towłaściwieniejestdom.Niematuinnegowejściaipoza
dżentelmenem,zktórymzetknęłamnietamtaprzygoda,niktnigdy
tuniezagląda.Napierwszympiętrzesątrzyoknawychodzące
napodwórze,naparterzeżadnego.Oknasązawszezamknięte,ale
utrzymanewczystości.Zkominadymisię,więcktośchybatutaj
mieszka.Jednaktotakżeniejestpewne,bobudynkisąwtymmiejscu
takstłoczone,żetrudnostwierdzić,gdziekończysięjeden,azaczyna
drugi.
Mężczyźniprzezchwilęwędrowaliwmilczeniu.
–Pańskiezasadysąbardzosłuszne–odezwałsięnagleUtterson.
–Takteżuważam–odparłEnfield.
–Ajednak–ciągnąłprawnik–jestcoś,ocochciałbymzapytać.
Czymógłbympoznaćnazwiskomężczyzny,którypotrąciłdziecko?
–Nocóż–rzekłjegokompan–niewidzę,bytomogłokomuś
zaszkodzić.TenmężczyznanazywałsięHyde.
–Hm–mruknąłUtterson.–Ijakwyglądał?
–Niełatwogoopisać.Cośbyłonietakzjegoaparycją,coś,
cowywoływałoautomatycznąantypatię,niewiedziećczemu.Nigdy
niespotkałemczłowieka,doktóregobymczułrównienieuzasadnioną
niechęć.Byławnimjakaśdeformacjaichoćniesposóbwskazaćgdzie,
wrażeniepozostawałobardzosilne.Tenmężczyznawyglądał