Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozglądałsiępoprawiepustymwnętrzu,jakbywidziałwnimcoś
innegoniżwszyscy.Kiedyzaoknamiwydłużałasiękolejkaponową
partiętowaru,zazwyczajgowniejniebyło.Pojawiałsięwtepuste,
nudnednipachnącekawąiksiążkązbiblioteki.
Terazstałzrękomaopartyminabiodrach,zjednąnogąlekko
wysuniętądoprzodu.Wtymtygodniubyłtujużdrugiraz.Oglądał
mebelzwystawy,któregokażdydetalmusiałjużdobrzeznać.
Przekrzywiałgłowętonajedną,tonadrugąstronę.Przesuwałpalcem
pokrawędziachszuflad.
MarzenapomachałamuznadokładkiStudniprzodków,aon
uśmiechnąłsięiwróciłdooględzinkomody.GłosJadwiśki
rozmawiającejprzeztelefonnazapleczuroznosiłsiępocałymsklepie.
Nazewnątrzwciążwiało.
KwadranspóźniejMężczyznaUporczywieOglądającyKomody
wsunąłręcedokieszeni,wyjąłręcezkieszeniiruszyłwstronę
wyjścia.Przedopuszczeniemsklepuzawszewykonywałtensamgest:
unosiłwysokodłońijednocześniesiępochylał,jakby
niezdecydowany,czytomabyćukłon,czykoleżeńskiepozdrowienie.
TymrazemspojrzałnaMarzenęizrobiłtosamo,aletużprzed
drzwiamizawrócił.
Niecałedwalatapóźniej,próbującwepchnąćmuzłotąobrączkę
napalec,Marzenaprzypomniałasobietamtendzieńitamtengest
dłoni,którąteraztakmocnościskaławswoich.Miękkiewłosy
napalcachjejprawie-mężawyglądałyjaknarysowaneołówkiem.
Wydawałojejsię,żeniedaradywsunąćobrączkianiomilimetrdalej,
żetowszystkojestjednakwielkąpomyłką,boona,wpołowiejeszcze
MarzenaBorucka,awpołowiejużMarzenaMazur,niezdołanawet
rozpocząćmałżeństwa,niemówiącojegokontynuowaniu,iże
wygłupisięteraz,tutaj,naoczachobydwurodzin,naoczachłysego
księdzaiministrantaoznudzonejtwarzy.
Przełknęłaślinęipomyślała,żetamtegodniamożeźlezrobiła,
zgadzającsięwyjśćnakolacjęzMężczyznąUporczywieOglądającym
Komody,iżemożejednaktrzebamubyłoodmówić,awtedyobrączka
wreszcieweszłanapalec.
***
Byłpilotem,naimięmiałAntoni.Wysoki,włosygęste,zamundurem
pannysznuremitakdalej.Słyszałatowielerazy.
Wdomuwcaleniewyglądałjakpilot.Kiedyobierałziemniaki,