Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
głosem.–Skierowałanastukomenda.
–Noicoztego,żeskierowała?Potrzebujęrobotników,
anieobdartusów.Mówiłemimstorazy,żetunie
przytułekdlabosych.
Chłopcymilczeli.
–Gadaliściejużpewniezludźmi?–spytałmajor.–Tak?
Wieszalinamniepsy,prawda?
–Nie–zaprzeczyłHenryk.–Przeciwnie.
–Mówili,żejestemfajnychłop,tak?
–Właśnie.
–Staletesamebrednie!–żachnąłsięBorysow.–Nie
jestemfajnychłop.Niematufajnychchłopów,
jacitomówię!Coumiesz?–spytałBożka.
–Umiempracować.
Borysowzaśmiałsięprawiebezgłośnie,wypuściłtylko
kilkakrotnienosempowietrze.
–„Pracować”.Ty!Gadajtoswojejbabci!Jacipowiem,
cotyumiesz.Typołacinieczytasz,prawda?Czytałeś
rzymskichpoetówworyginale.Możesięmylę?
–Nie,pansięniemyli.
BorysowzwróciłsiędoHenryka:
–Tymożeszzostać.Aty–doBożka–zabierajsię!Jedź
doTaszkientuipowiedz,żebycidalibuty.Jatubutównie
mam.
Bożekspojrzałnaswojenogi.Miałracjęmajor
przeklęty.Naprzemarzniętejglinieniemożnapracować
wszmatach.Szepnął:
–Jechaliśmycałąnoc.
–Ipewniejesteściegłodni?Niedamchleba!Niemam.
Niejesteścieumniezaprowiantowani.Nieokradnę
swoichludzidladwóchnieznajomychoberwańców