Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
popodłodzeupiornieskrzypiącejpodstopami.Szedł
napalcach,byzminimalizowaćodgłosy.Wyciągniętymi
rękamimacałpowietrze,abyzabezpieczyćsięprzed
wpadnięciemnaprzeszkodę.Wpewnymmomencie
poczuł,jakjegopalcezanurzająsięwczymśgęstym
ilepkim.Rozsądniepowstrzymałkrzykzgrozy.Cofnął
rękęzodraząiotrzepałzpajęczyny,jednocześnie
boleśnieuderzyłkostkąocośtwardego.Itymrazem
powstrzymałsięodkrzyku,zakrywającwporęusta.Kiedy
wreszciedotarłdołóżka,zwaliłsięnasiennikjakkłoda.
Źdźbłasłomyzakłułygowplecy,byłjednakzbyt
zmęczony,byotymmyśleć.Wjednejchwilipogrążyłsię
weśnie.
Niewiedziała,coobudziło.Podeszładookna,usiłując
zbagatelizowaćmyśl,żektośjestwdomu,takjak
wcześniejzbagatelizowaławrażenie,żektośkręcisięprzy
ogrodzeniu.Ostatecznieuznałatozagręcieni
układającychsięwludzkąpostać.
Otworzyłaoknoiwyjrzałanazewnątrz.Wiatrprzybrał
nasile,mocnoporuszałlistowiemiszumiałwkoronie
drzewa.Pewnietomnieobudziłopomyślała.Albomysz.
Mieszkałaprzecieżnaobrzeżachwsi,wotoczeniulasu,
łąkiistawu.Obecnośćdzikichlokatorówbyłarównie
oczywistajaksłońce,księżycalbotykaniezegara.Mogły
tobyćrównieżoznakizmęczeniadomu,którytrzeszczał,
skrzypiałistękałjakstaryznużonyżyciemczłowiek.
Jeszczenieprzywykładotychpojedynczychchrobotów
iposkrzypywań,którepojawiałysięznienackaiszybko
milkły,jakgdybyichnigdyniebyło.
Wróciładołóżka,zgasiłalampkę.Wkrótcezapadła
wdrzemkę,zktórejbudziłasięcokilkaminut,wsłuchując
sięwciszęiupewniając,żenicsięniedzieje.Zaktórymś
razemwyraźniecośusłyszała,jakbyjęksprężynwłóżku,