Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Ojcze,ruszampierwszypowiedziałGalibor,ale
kiedyzobaczyłojcacałegowdrzazgach,poprawiłsię
zuśmiechem:Alboraczejdrugi.Zabrałsiekieręspod
drzwiiotworzyłje.
Galiborze,uważajnasiebie,dobrze?Dziwnerzeczy
dziejąsięostatnio,samdobrzewiesz.
Bratskinąłgłową.
Wszystkowporządkutato,idętrochępomachać
siekierą,napewnozapomnęotroskach,ścinającdrzewa.
Dokończyłzdaniezuśmiechemiwyszedł.
Wstałem,podszedłemdoMiry,pocałowałem
wczoło.
Dziękujęzapyszneśniadanie,teżuważajdroga
siostro,dobrze?PrzykładGaliboratoprzestrogadlanas,
żedziejesięcośdziwnego.
Wporządkubraciszku,niemogęwasprzecież
zostawić,nieprawdaż?
Zuśmiechemnaustachposzedłemposwojąsiekierę.
ComybyśmybezMiryzrobili?
Faliborze,jutropopracymusimyporozmawiać
oczymśważnym,dobrze?Dzisiajciodpuszczę,ponieważ
będziemyświętowaćpocząteklata.Acodopracy
nadzisiejszydzień,tooznaczyłemdrzewadwoma
poziomymikreskamidlaciebie.Uśmiechnąłsięidodał:
Galibormadwiepionowe,mamnadzieję,żedzisiaj
pobijeszgowliczbieściętychdrzew.
Pokręciłemgłowązpowątpiewaniemiwyszedłem
nadwór.Byłpiękny,słonecznyporanek.Zwnętrzadomu
byłosłychaćjeszczekrzykupomnieniaMiry: