Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ4
Świętolata
Poudanym,aleciężkimdniupracywracałem
zGaliboremzlasu,rozmawialiśmyiśmialiśmysię
serdecznie.Niestetynieudałomisiędzisiajpokonać
brata.Odziwojestemodniegosilniejszy,alepewnie
onmalepszątechnikę.Klepnąłmniemocnowplecy,
sięzachwiałemzaskoczony.
Hej!Śmiałsiętubalnie,jaktomiałwzwyczaju.
Znówniezdołałeśmniepokonać,co?Ha!Pomachał
paręrazysiekierą,abypodkreślićswojesłowa.Masz
więcejsiły,aletojamamdoświadczenie,możekiedyś
Faliborkumniepokonasz.
Cieszyłsiębardzozeswojejwygranej.Czasamijego
przechwałkimniedenerwowały,alekiedyśmiałsię
serdecznie,zapominałemojegowadach.Wkońcutomój
ukochanystarszybrat.
ZaprosiszdzisiajBogumiłędotańca?zapytałem
znienacka.Takjakmyślałem,uśmiechmuzbladł,
apotemzastąpiłgogrymaszdenerwowania.Czymoże
znówbędzieszsiękryłzasukienkąMiry?
Tymrazemtojaśmiałemsięzjegozmieszanejminy.
Nachwilęmniewyprzedził,bozszedłszybciejzleśnego
poszycia.Drzewasięprzerzedzały,więcbyliśmyblisko
wyjściazlasu.Dogoniłembrataparomadługimisusami.
PrzepraszamGaliborze,niewiedziałemżetak