Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Oczymśtakimnigdynieśniłem.Byłowidaćjużprześwity
wsiprzygotowującejsiędoświętapowitanialata.
Zwiastunacienkichubrańiduchotywlasach.Jużtutaj
słyszałemradosneśmiechyigłośnewaleniemłotków.
Naglecośbiałegośmignęłopomojejlewejstronie.
Straszniedziwneuczuciemnieogarnęło,jakbympoczuł
nasobieobcy,nienaturalnywzrok.Włosyzjeżyłymisię
nacałejskórzeiwyskoczyłamigęsiaskórka.Znów
tosamo!Odwróciłemsięizobaczyłemcośbiałego
ipuszystego.
–Faliborze,corobisz?Chodźszybciej!Niemożemysię
spóźnić!
–Jużidę!
Podbiegłemdobrata.Podczaswychodzeniazlasu
spojrzałemjeszczeprzezramię.Białeipuchatecoś
zniknęło,alenapewnotambyło…
–Cośsięstało?–Galiborzwróciłmojąuwagęswoim
poważnymtonem.–Nagledziwniezacząłeśsię
zachowywać,widziałeścoś?NaprzykładWelendora?
Dawnoniewidziałembratatakpoważnego.Złapałem
gozaramięizatrzymałemzdecydowanymruchem.
Ściskałmocnoswojąsiekierę,ażpobielałymukłykcie.
–Braciszku,nadalzamartwiaszsiętym,cosięstało
wczoraj?Możeichprzybycienicnieoznaczało?
Uścisknatrzonkutrochęzelżał,aleszczękiGalibora
byłyzaciśnięteażnadto.
–Niewiem.–Pokręciłgłową.Jegomięśniebyły
napiętejakukotagotowegodoskoku.–Kiedyotym
pomyślę,czujęwzbierającywemniegniew.Niewiem