Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział1
D
iskrzypiące.Wspinamsięponichoddwudziestuczterechlat
rewnianeschodyprowadzącedomojegomieszkaniastrome
odchwili,gdynaświatprzyszłamojamłodszasiostraimatkanie
miałajużsiły,żebywnosićnasobienadrugiepiętro.Pamiętam
zdzieciństwato„Idźże,Izka,bozarazciętrzepnę!”powtarzaneprzez
zasapanąmatkętrzymającąnarękachswojądrugącórkę.
Zatemszłam,pokonująckrótkiminóżkamiwielkiestopnie,
wciągającwsiebiezapachwilgociunoszącysięnaklatceschodowej.
Dziśteżgoczuję.Nigdyniezdołałamsięnaniegoznieczulić.Chyba
jestemwyjątkiem.Żadeninnymieszkaniecnaszegostaregoblokunie
uskarżasięnatenodór.Zakażdymrazem,gdypytamsiostry,czyjej
teżprzeszkadzatensmród,onapatrzynamnie,marszcząccienkiejak
nitkibrwi,iodpowiada:
Jakismród?Możetotyśmierdzisz?
Janapewnonieśmierdzę.Odzawszedbamoto,bytendrażniący
nozdrzazapachnieprzeniknąłdomoichubrań,włosów,skóry,choć
jesttotrudne.Niedasiętakłatwouchronićprzedspleśniałym
powietrzem,któreprzeszywawszystko,coznajdujesięwnaszym
domu.Trzymamciuchyzamkniętewnowejbiałejszafie,którą
kupiłamsobienaratywIkei.Nanajwyższejpółcekładęodświeżacz
powietrza.Jaśmin,lawenda,różatomojetrzyulubionezapachy.
Codziennierano,tużprzedwyjściemzdomu,biorękrótkiprysznic