Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
JOANNAWOJCIECHOWSKA
GRÓBMAMPUSTY
Zimaczylato,jejwyjściezdomuzawszewyglądataksamo.
Asiu,wychodzęnachwilkę.Dwadzieściaminutiwracam,boidępochleb,tudosklepunaosiedlumelduje.
Zpomalowanegonabiałokorytarza,wktórymtylkowieszakiszafkanabuty,gotowajużdowyjścia,zerkajeszcze
wstronęmalutkiej,sterylnieczystej,teżurządzonejnabiałokuchni.Sprawdza,czyzakręciłagaz,zamknęłalodówkę,
okno.Nakoniecpatrzyjeszcze,czyzgasiłaświatłowłazience.IznowumeldujeAsi.
Wszystkowdomuzostawiamwporządku.Czekaj,zarazwracamrzucawstronędużegopokoju,wychodzącjuż
naklatkęwieżowca,wktórymmieszka.
Innymrazem,szykującsiędowyjścia,tłumaczycórcecierpliwie:
Znowuźlesiędziśczuję,bolimnieucho,Asiu.MuszęiśćdoprzychodninaDworcowej.Irozczesujedługieblond
włosy,apotemsprawniewiążejewkitkę.Zawszestarasięwyglądaćdobrze,nawetjakniemajużnanicsiły.Wie,
żerozczochrana,zaniedbanaizespuszczonągłowąniewielewskóra.Dlategonauczyłasiętrzymaćgłowęwysoko,
chodzićprostojakświecanawetwtedy,gdytakjakdziś,obolała,zmęczonaiponieprzespanejnocy,ledwopowłóczy
nogami.Wiesz,dzieckonieprzestajemówićdocórki,gdywkładaszykownyfilcowykapelusz,wktórymbardzojej
dotwarzywtejprzychodnikoszmarnekolejki.Tosięktośwepchnie,todoktorsięspóźni,toznowuktośpilnieczy
zdzieckiem.Aletyczekajnamnie,jawrócę.Obiecujęmówiwstronędużegopokoju.
DanutaJanuszewskastarasiędotrzymywaćdanegocórcesłowa.Dlategojakprzedwyjściemmówiła,żebędzie
zachwilę,towracazachwilę.Niewdajesięwniepotrzebnedyskusje,nikomuniedajesiępodpuszczać.Chociażniektórzy
próbują.Wtedyreagujeszybko.
Ostatniomiałatakąsytuacjęnapodwórkuprzedblokiem.Jakiśmężczyznaznałagotylkozwidzeniapodbiegł
izapytał:
PaniJanuszewska,toprawda,żeAsiawypłynęła?
Acotoonaryba,żemawypływać?ucięłaizpodniesionągłową,choćściśniętymgardłem,poszładalej.
Jejpowrótdodomuteżzawszewyglądataksamo.
Asiu,dziecko,jestemmówi,zdejmującpłaszcz.Mamprzewlekłezapalenieucha,paskudnasprawa,dostałamleki,
aletosiębędzieciągnąć.Aletonic,tonic,damradęobiecujecórceiidziedokuchni,gdzienaidealnieczystejbiałej
gazowejkuchencegotujewczajnikuwodę.Dowysokiegokubkawrzucadwietorebkizielonejherbaty,zalewawrzątkiem
iidziedodużegopokojuodpoczywać.Siadawbrązowymfotelu,kubekstawianaławieprzykrytejfirankowąserwetą.
Czasemodpoczywawmilczeniu,aczasempatrzynaustawionenameblościancezdjęciaAsiiopowiadajej,codziś
spotkałopozadomem,zkimrozmawiała,cokupiła.Tychzdjęćnapozbawionychgramakurzupółkachjestkilka.
NawszystkichAsiajestdorosłąpaniąJoanną.Madługieblondwłosy.Jejdrobną,ładnątwarzzmałymnoskiem
iwyraźnymiustamiprzesłaniajązbytdużeokulary,jakiewtedybyłymodne.NajednymzdjęciuJoannateatralnie,szeroko
sięuśmiecha,nainnymjestzadumana,nieobecnymwzrokiemzdajesiępatrzećzfotografiinamatkę.Oboktego
zadumanegozdjęciawozdobnejramcedrzwiczekjestwetkniętypapierowyobrazekztwarząJezusa.CzasemDanutasię
modli,aleczęściejzerkanacórkę.Patrzyiczeka.
Ktowie,możetodziśzadzwoniustawionynapółcenadstołemtelefon?Możetymrazemniebędzietogłuche
połączenie,aleznak,naktóryDanutatyleczeka?Todlategoodlatniezmieniłanumerutelefonuiniezmienigo,pókisię
niedoczeka.Ktowie,możejużniedługo?Przecieżidziejesień,grzybiarzerusząwlas,możektoścośznajdzie?Pewnie
niebędzietocałaAsia,alemożechoćjednakość?Okulary?Alboskrawekjejubrania?Albocokolwiek,cowtedymiała
icomożnabędziepochować?BonaraziegróbAsi,choćstoinacmentarzuizpozoruwyglądajakwszystkieinnegroby,
jestpusty.
RZUTOBRĄCZKĄ
Ostatnirazwidziałysięwpiątek13września1996roku.ObolałaichudajakwiórDanutależaławtedywszpitaluchorób
płuculokowanymwlesienaobrzeżachOlsztyna,aJoannaodniespełnatrzechtygodnibyłamężatkąinosiłanazwisko
Markiewicz.Asiajakzwykleodkilkudniprzyszławtedywyżalićsięmatce,żepalnęłagłupstwo,żemałżeństwo
zMarkiemtoporażkaiżemusijejaknajszybciejunieważnić.Iniechodziłojejjużnawetotokoszmarneprzyjęcie
ślubne,naktórymteściowaszarpałaipróbowałazepchnąćzeschodów,apoślubionykilkagodzinwcześniejprzed
ołtarzemmałżonekcisnąłwniąobrączką.
Gdzietwojamatka?Gdziejejgach?Czemuposzli?Kasyniechcądawaćnaoczepinach?krzyczałapodpita
teściowa,łapiącJoannęzatiulowefalbanysukienki.Gardząnamiczyco?!Czemuposzli?!Niechdająkasę!
Naoczepinachdajesięmłodymkasę!Niechwyskakujązportfela,dziadycholerne!Biedotajesteś,wonstąd,won!
piskliwymgłosemdarłasięniskaikorpulentnateściowaispychałaAsięzeschodów.
PodpityjużcałkiemMarekstanąłzamatkąimamrotał:
Dobrzemamamówisz,dobrze.Niechdająkasę,aco?!Młodzijesteśmy,nadorobkuburczałitakdługomajstrował
przyzałożonejmuprzezJoannęwkościeleobrączce,żewkońcuzdjąłicisnąłwnią.Won,żonko!Poszła!
Przerażonapannamłodapróbowałatłumaczyć,żejejmatkamusiaławracaćdoszpitala,bonaczasślubudalijejtylko
kilkagodzinprzepustki,aojczymtamzawiózł.Przypominała,żetoonazaswojepieniądzekupiławeselnąwódkę,którą