Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zaprzężonymwkucykinaMszęświętą.Niedzielamiała
byćjutro.
Jerzymiałjednakzłewieści–jedenzkucykówokulał.
–Nicnieszkodzi–powiedziałaJulka.–Możemypójść
pieszo.
PaniBrownzaśmiałasięsłysząctenpomysł.
–Tosześćkilometrówtam,isześćzpowrotem
–objaśniła.–Razemdwanaście.Niedacieradyprzejść
takiejdrogi,icowięcej,PanBógnapewnotegoodwas
nieoczekuje.
–Byćmożenieoczekujeipewnierzeczywiścienie
byłobygrzechem,gdybyśmynieposzły,alenaprawdę
możemypokonaćtakidystans.AjeśliPanBógtegonie
oczekuje,totymbardziejbędzieszczęśliwy,jeślizrobimy
Muniespodziankę–powolutkuwytłumaczyłaAgatka.
–Słusznie–powiedziałJerzy.–Jeślirzeczywiściesię
zdecydujecie,możecieiśćnaskrótyprzezziemiępana
Timsona.Tylko,jeśliwasnatymprzyłapie,okropniesię
wścieknie.Nikomuniepozwalaprzechodzićprzezswoje
włości,wstrętnyzniegotyp.
–Niemożemygopoprostuzapytać?
–Cóż,możecie,alejestraczejpewne,copowie.
–Spróbujemy–zadecydowałaAgatkaizabrawszy
świeczkęzkuchennegostołuwdrapałasięnadrewniane
schodyprowadzącedosypialni.Trzymanenadgłową
światełkowyglądałojakprzyświecającajejgwiazdka.
PanTimsonmiałwczorajkiepskidzień.Sobotynaogół
byłydlaniegociężkie.Siedziałwswoimślicznymlesie