Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ścicieli,pozostałejednakniszczały,okradaneprzezzło-
miarzyzewszystkiego,comożnasprzedać.
Hala,wktórejznalezionozwłokimężczyzny,zionęła
pustką,niczymnieróżniącsięodinnych.Tylkoparala-
teksowychrękawiczekbyłaniemymświadkiemwizyty
pogotowiaratunkowego,jedynąmaterialnąpozostało-
ściąpotragedii.
Sokółjednakniebyłztych,coszybkosiępoddają.Roz-
począłobchódsąsiednichfirm,pytającobezdomnego
isambudynek.Niestety,Taraszkiewiczaniktnieko-
jarzył,dlapracującychtutajludzikażdymenelwyglą-
dałprzecieżtaksamo.Codohali,teżnieposzłolepiej,
nieudałosięznaleźćnikogo,ktowiedziałbycoświęcej
pozatym,żeprzezkilkatygodnidziałaławniejjakaś
fabryka,comożnabyłopoznaćposzumiepracujących
maszyniciężarówkachpodjeżdżającychpodrampęza-
ładunkową.
Towciążbyłozamało,abypodjąćtrop.Sokółzaczął
więcanalizować,szukającinnegopunktuzaczepienia.
Jedynym,któryprzyszedłmudogłowy,byłsamTarasz-
kiewicz.Koniecznąwięcokazałasięwizytawnocle-
gowni.
Niestety,kierownikplacówkiniemiałdlaniegodo-
brychwieści:odjakiegośczasumężczyznajużsiętutaj
niepojawiał.
Ponoćznalazłsobiemieszkaniestwierdziłkierow-
nikkrótko.
Takmusiępoprawiło?zdziwiłsięSokół.
Wodpowiedzimężczyznatylkowzruszyłramionami,
więcejuwaginiżrozmówcypoświęcająctemu,codziało
sięnakorytarzutrwałotammyciepodłogi.
24