Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
pieniędzy,żeniebędęwiedział,coznimirobić,wtedyprzywiążęsobiekamieńdoszyi,ana
razie,chcączacząćjaktamtenmarynarz,trzebawyjechaćnawybrzeże.
Iwyjechałem,abyzaciągnąćsięnajakiśstatek.Poprzybyciunamiejsceokazałosię,że
takichjakjakandydatówprzygódjestodgromaimiejscowamilicjamapełneręcerobotyz
nimi.Wróciłemwięczarazdodomu,alegospodyni,uktórejwynajmowałempokójinie
zapłaciłemzaostatniedwamiesiące,skorzystałazmojejnieobecnościiwynajęłamieszkanie
jakiejśstudentce,obgadującmnieprzytymdoniej,żekiedyśbyłemnormalnym
człowiekiem,miałemdobrąrobotęnacmentarzu,pieniądze,apóźniejrzuciłemwszystkow
diabłyiniewiadomodlaczegoodjakiegośczasuzacząłemzamykaćsięwpokoju,palić
światłodopóźnejnocyimrucząccośpodnosem,łazićpopokojuzkątawkąt.
Takwięcdonormalnychcodziennychkłopotówdoszedłjeszczebrakmieszkania.
Jednymsłowem,znalazłemsięwsytuacjipodbramkowej.Jeśliprzedtem,będącnawetod
dwóchdnigłodny,znadejściemwieczorumogłemiśćdodomu,położyćsięiprzespaćgłód,
toterazznadejściemnocyniewiedziałem,copocząćzesobą.Wdzieńprzeważnie
siedziałemwbibliotece,tylkodlatego,żeniewymaganotutajodemniepieniędzyza
przebywanie,awieczoremszedłemnadworzec.
Wreszcieprzemogłemwsobielękiwysłałemkilkawierszydonajpoczytniejszego
dziennika.Wiersze,coprawda,nieukazywałysięwdruku,alezatopomiesiącu
wyczekiwaniaotrzymałemlistzredakcji,wktórymjakiśnieznanymiosobnikwyjaśniałw
delikatnejformie,żepismo,zktóregochciałemskorzystać,wzasadzieniepublikujepoezji,
wwyjątkowychwypadkach,owszem,zokazjijakichśświąt,jednaknatoniewartoliczyć,i
poradziłmi,ażebymzwróciłsięraczejdoZwiązkuLiteratów,przyktórymistniejekoło
młodychpisarzy.
Skorzystałemzporady.Nazajutrz,ściskajączzażenowaniemczapkęwręku,długoi
zawiletłumaczyłemkrępemuportierowiowesołychoczachiczarnymwąsiku,pocoido
kogoprzyszedłem.Powysłuchaniuwskazałmiodpowiedniedrzwi.
Wpokoju,doktóregowszedłem,siedziałodwóchludzi.OpiekunKołaMłodychi
przewodniczący.Nietęgomusiałemwyglądać,skoropogodzinierozmowyopiekun
wyskoczyłnachwilęzpokoju,zostawiającmniezprzewodniczącymzaczytanymwmojej
poezji.Spoglądałemnaniegokątemoka.Widziałem,jakcochwilanajegotwarzypojawia
sięgrymas,jaksięgapopióroipoprawiacośwmoichwierszach.Wreszciewróciłopiekun.
Podpachątrzymałjakieśzawiniątkoibuty.Rzuciłtowszystkonastojąceobokbiurko,
spojrzałnamnieipowiedział:
Tujestubranie,przymierzcieje.
Niewiedziałem,jakmampostąpić,tymbardziejżeprzewodniczącyniepotrzebniedo
rozmowywtrąciłswojedwagrosze:
Ależ,towarzyszupowiedział,zwracającsiędoopiekuna.Tojestrobotnik,ma
swojągodnośćosobistąispołeczną.
Aletowarzyszniewielegosłuchał.Doradziłmutylko,żebysięniewtrącałwnie
swojesprawyiuśmiechemośmieliłmniedoprzymiarki.Rozebrałemsiędorosołui
włożyłemtodrugieubranie.Pasowało,jakbyzmyśląomniebyłoszyte.
No,proszę,pasujejakulałpowiedziałzzadowoleniemopiekun.Buty,choćnieco
ściętenaobcasach,lepszebyłyodmoich.
Tegodnianiewielezałatwiłem,anastępnegoopiekunwręczyłmikwitkiobiadowedo
miejscowejstołówki.WreszcienajednymznajbliższychzebrańKołazostałemprzyjętyna
członka.Mójżyciorys,któryniestetymusiałemzebranymopowiedzieć,niezrobiłna
audytoriumżadnegowrażenia,albowiemniemalwszyscyzebranibylisamirobotnikamibądź
teżpochodziliześrodowiskarobotniczego.Dopierowwielelatpóźniejpotymzebraniu
okazałosię,żeprawiewszyscyprzyjmującymnienaczłonkabylipochodzeniaconajmniej
36