Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Nie​do​brze.
Topro​blem.Za​czy​namsięmar​twić.
Jimmypatrzył,jakjadła.Braładoustbardzomałekęsy
ijakimścudemniechrupała,żującsałatę.Podobnie
świeżemarchewki.Byłotozadziwiające,zupełniejakby
rozpuszczałatotwarde,chrupkiejedzenieiwsysała
jewsiebieniczymkosmicznykomaropodobnystwór
naDVD.
Możepowinna,nowiesz,kogośodwiedzić?Ramona
ztroskąuniosłabrwi.Miałanapowiekach
fioletoworóżowycień,niecozbytobficienałożony;zbijał
sięwgrudki.Robiąrozmaiterzeczy,istniejetyle
no​wychta​ble​tek...
Ramonapodobnobyłagenialnymtechnikiem,ale
mówiłajakdziewczynyreklamująceżeldokąpieli.Tata
Jimmy’egotwierdził,żeniejestgłupia,tylkożeniechce
wykorzystaćmocyswoichneuronówdotworzenia
długichzdań.WOrganSAbyłomnóstwotakichludzi,nie
tylkokobiety.OjciecJimmy’egopowtarzał,żetoludzie
liczb,niesłów.Jimmyjużrozumiał,żeonsamniejest
czło​wie​kiemliczb.
Niemyśl,żetegoniesugerowałem,przeprowadziłem
rekonesans,znalazłemnajlepszegospecjalistę,
umówiłemją,alenieposzła.OjciecJimmy’egowbił
spoj​rze​niewsto​lik.Mawła​snezda​nie.
Cozaszkoda,takastrata.Prze​cieżbyłatakaby​stra.
O,nadaljestbystraodparłojciecJimmy’ego.
By​strośćwy​cho​dzijejuszami.
Alebyłataka,nowiesz...
WidelecRamonywysuwałsięzjejpalcówioboje
wpatrywalisięwsiebie,jakbywposzukiwaniuidealnego
przymiotnikadoopisaniamatkiJimmy’egowprzeszłości.
Pochwilizauważali,żeJimmysłucha,ibombardowali