Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
1.Mysięchybaznamy
Białyranekprzydreptałprzedszóstą.Helenaspałasnemnajedzonego
niemowlaka,podczasgdyjaczuwałemjakczeladnikrozglądającysię
zarobotą.Wiedziałem,żetosiękiedyśskończy.Niemiałemwyboru,
musiałemsięewakuować.Przetarłemoczy,kiedywkuchennym
okienkuzamajaczyłydługieświatła.Przyjechali.
Usiadłemnatylnymsiedzeniu,niemówiącanisłowa.Dwóch
ludziwortalionachwyglądałonamałomiasteczkowychmechaników
samochodowych.Wyjęlikoguciktaksówkiispojrzeliposobie,
podczasgdyjapowoliubierałemsięnatylnymsiedzeniu.
–Mogłeśtozrobićwdomku,mamymałoczasu,aleokej,
naubraniesięwystarczy.
–Niemogłem–ziewnąłem.–Nielubiępożegnań…
Prawdępowiedziałemitylkoprawdę,bowyjeżdżaćodkogośnie
znosiłem,takjaknieznosiłemrozłąkiitego,żedlamniewidzieć
kogośtonierazwidziećporazostatni.Inazapasrozrywałomiserce,
choćtonaiwnarzecztaktęsknićzakimś,zkimmijałemsię
odzaledwiekilkumiesięcy.
Helenępoznałemkilkatygodniwcześniej.Zmiejscatłumaczę,
żejejnieukradłemSpartanom.Wręczprzeciwnie,zawinąłemsięspod
Troizawcześnienamiłość,zapóźnonaspokój.Wtymzawieszeniu
trwałemispodmurówantycznegomiastawywiozłemzmęczenie
ciągłąwalkąimanieręHomera,żebynieopowiadaćodpoczątku
dokońca,botobyłobyzaproste.
KończyłemrybęwmałejportowejknajpcenaKrecie,kiedy
usłyszałemprzesłonęaparatu.Kilkapstryknięćgdzieśpolewej.
Wychyliłemsię,sprawdzającdeptakjakżyrafawposzukiwaniu
kolejnychgałęzi.Złowiłemwzrokiemkilkuspacerowiczówimatkę
zniemowlakiem–toonarobiłazdjęcia.Wrzuciłanikona
zgigantycznąlufądotorbypodwózkiemiskręciławwąskąuliczkę,
dokładnietęsamą,któraprowadzidozbawienia.Zostawiłazasobą
szerokąpromenadęskąpanąwsłońcujakzdjęcianaprofilach
turystów,którenikogonieinteresują.Komupstryknęłatofoto,tego
miałemsiędowiedziećniebawem.
Obróciłemsięwprawoimójwzrokjakamerykańskiradar