Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
przeciwrakietowywystrzeliłzwiadowczespojrzeniawstronę
zacumowanychjachtów.Najednejzłodzikrzątałsięotyływąsacz
zdradzającyrosyjskiekorzenie.Miałcoprawdabiałelnianespodnie
nawłoskąmodłę,alepodkoszulekbyłrosyjski,spoconyizresztkami
czegośwrodzajuzupypomidorowej,jakąserwująnaKrecie.
Toostatniejużdopisałmójmózg.Zpozycjistolikawidziałemtylko,
żemężczyznaszykujesiędowypłynięcia.Pomagałomudwóch
pachołków,którzywrazienieszczelnościpokładujachtuzostaną
zniegowyrzuceniwpierwszejkolejności.MatkaGreczynkazrobiła
zdjęcieakurattemukonkretnemuRosjaninowispośróddziesiątek
innychposiadaczyjachtówcumującychiodpływającychzKretytego
dnia.Cyknęłamuportretzkilkuperspektyw,zrobiłatowpełnej
dyskrecji,alezestarannościąRembrandta,któryszkicowałpostać
zdziesięciuujęć,zanimchwyciłfarbyizacząłmalowaćdanyportret.
TymczasemRosjaninżyłsobiespokojnie,zdzierającnaskórek
obezlitosnegreckiesłońce.Ktośmusiałtozakończyć.
Nieprzyjechałemwtedykosztowaćkreteńskichprzysmaków
regionalnych,przyjechałemodstrzelićRosjanina,któremuGreczynka
zbąblemzrobiłaminisesję.Musiałemwziąćpoduwagęmożliwy
konfliktinteresów.Nafotografkęminiewyglądała,amodel
naokładkę„Vogue’a”sięnienadawał,chybażenawydanie
ukazującefaunęDagestanuwgłębirosyjskiegoimperium.Krótko
żyłem,alezdążyłempojąć,żeludzieróżni,naprawdęróżni.Mogła
miećtakifetysz,mogłabyćsocjologiemalbostaraćsięoalimenty.To,
comniepchnęłowkarierzenaprzód,tosolidneprzygotowanie
izdecydowaneruchynamiejscuwrazzpojawianiemsię
wodpowiednimmiejscuoodpowiedniejporze.Przełożenimówili,
żetofantazjaułańskaidawalimimaksymalniekilkalatżyciawtym
zawodzie.Koledzymówili,że…Cooniwłaściwiemówili?
Zapomniałem.Chwyciłemtylkorąbekspódnicyznikającejpomiędzy
białymibudynkami.Rzuciłemdrobniakinablatstolikainie
dokończyłemkawy.Wyskoczyłemzzaparawanuiruszyłem
zadziewczyną.
Wszedłemwlabiryntmikroskopijnychuliczek,nadktórymi
balkonyzpraniemzasłaniałyniebo.Turyściniezapuszczalisięwtakie
miejsca.Zmęczonybarmanwracałznocnejzmiany,wlókłbrudny
fartuchpokamieniach.Wszedłwbramę,zaktórązniknęłamatka
zwózkiem.Zatrzymałemsięzastarymoplemikucnąłem,żeby
dokładniezawiązaćmokasyny,którezupełnietegoniepotrzebowały.
Przezbrudnąszybęmogłemobserwować,codziałosięnadziedzińcu