Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział4
Gabriel
Ranowstałemwkurzonyizbolącymijajami.Czego
tarudataksięwystraszyła?Przecieżteżtegochciała.
Czułemto.Napewno.Nadomiartego,gdyuciekła,
straciłemochotęnazabawęiteżzmyłemsiędohotelu.
Sam.Normalniejaknieja.
Próbowałemoniejniemyśleć,alepierwsze,
coprzypomniałomisiępoprzebudzeniu,totepocałunki
przedklubem.Czułemjejdelikatnąigładkąskórę
napalcach.Kurwa.Cobyłozemnąnietak?Nawetjejnie
zaliczyłem,aniemogłemprzestaćoniejmyśleć.Może
jakiśstaryalkoholmieliwtymbarze…Nieważne.
NaMotozlocienapewnoznajdziesięchętnalaska,która
sprawi,żezapomnęomalinowychustachimokrejcipce
ciemnorudejAli.Jezzzu,aleonabyłamokra.Dlamnie…
Stop!Nietonie.Trzebabyłoposzukaćceluwniższej
kategoriiwiekowej,młodszełatwiejsze,ajaGabriel
Mojniepotrzebujęsięprosićoseks.
No,ależebycośzaliczyćnajakimkolwiekwydarzeniu,
trzebasiętamnajpierwdostać.Porawstawać.
Włożyłembiałąkoszulę,wktórejpodwinąłemrękawy
dołokci,czarnejeansyiwyszedłemzhoteluwstronę
parkingu.Wsiadłemdomojegozłotegolamboipognałem
naMotoarenę.Chłopakimielijużrozłożonysprzęt,więc