Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ByłwłaśniepanPérigord.
PaniWalewskapodniosłaoczyispojrzała
zezdziwieniemnamęża.
TalleyrandPérigord,książęBenewentupoprawił
szambelan.
Byłunas?
Acóż?!Proszę,zabiegają,hm.Niewiemsam.
Przekonalisię,żetrzebaimkogoświęcejniżimćpan
WybickiczyjakiśtamDąbrowski[55].Talleyrandbardzo
układny.Powiedziałemmumojeopinie:niechwiedzą,
wojnawojną,leczzrodzinamizadzieraćniemożnaani
senatorskichkrzesełobsadzaćgminem.
PaniWalewskapatrzyłatakdziwnymwzrokiem
naszambelana,żegotoporuszyło.
Cóżmisiętakprzyglądasz?
Nic,tylkoniewiem,oczymmówisz.
Powiedziałem,byłTalleyrand.
Ministercesarza?
Więcnietakipersonat,abymuprogiKolumny-
Walewskiegobyłyzaniskie.
Czegóżchciał?
Dowiedziałsię,żejestemjeszczewWarszawie
iprzyjechałzżyczeniaminoworocznymi.Jużcinie
zwłasnegoafektu,poprostuchciałsięzapewnić,czy
przyjmęinwitacjęnazamek.Właściwietrudnobyło