Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ukutywiejskąlubelskąbiedą-niczymmotykawwiejskiejkuźni…-Apotem,jeszcze
wojna,okupacja,śmierćmojegotatywDachau…-wybaczmyjej.
-Gdziejesttanowiutkabiałakoszula!Cośzniązrobił?!
-Japrawiejużpłacząc:Pożyczyłemkoleżancezklasy,dotańca,dokozaka.Na
uroczystośćrewolucji…
-Dojakiegotańca,dojakiegokozaka?Jakiejrewolucji?-Cotywymyślasz?!
-NaRewolucjęPaździernikową!Tańczyliśmynascenie,jabyłemsolistą!
TańczyliśmynawetprzeddelegatemzeZwiązkuRadzieckiego.Onbyłcaływorderach…-
Tak,bohaterZwiązkuRadzieckiegopowinienmnieuratować...
-Jakarewolucjapaździernikowajakjużkończysięlistopad?!Comnieobchodzitwój
Rusek!Jakieśjegoordery!-Wtejchwilimasięznaleźćwszafienowiutkakoszula!Tywiesz
ilenaniąpracowałam!Ilezaniązapłaciłam?!Wynocha!Jeżeliwtejchwilinieprzyniesiesz
koszuli…-To,to…Wynocha!Niepokazujmisiębezkoszuliwdomu!Awanturatrwa,
dostajęsłowamiciężkimijaktamotykaukutaprzezwiejskiegokowala.Mojetłomaczenia,
skomleniaoto,żebymamazaczekaładoponiedziałku,żewponiedziałekpolekcjach-jak
Bogakocham!-Przyniosędodomukoszulęnapewno!-nanic…
Sobota.Wiatrartysta-jeszczelepszykozakodemnie,wspomaganyniskątemperąjuż
odzmierzchupopisujesiętańcemwśródkroplideszczuzamieniającychsięwśnieżnepłatki.
Listopadowanocnaszaruga,aja…Zpodniesionymkołnierzykiemjakiejśprzemokniętej
cieniutkiejbluzczyny,plączęsiępociemnychulicachSłupska.Zamiastciepłejczapkiotula
mojągłowęmatczynagroźba:
Niepokazujmisięwdomubezkoszuli!
Chodzę,szwendamsiępoulicach,wkońcutrafiłempododdalonąokilkaprzecznic
poniemieckąkamienicęwktórejwiem,żemieszkazrodzicamiAnita.Wpewnymmomencie
chowamsięwczeluściachjakiejśpobliskiejbramy,byniezauważyłmniewchodzącydotej
kamienicytęgimężczyznawkapeluszunagłowie,ubranywbogaty,zfutrzanymkołnierzem
-zapewnezimowy,ciepłypłaszcz.Mężczyznawrękutrzymateczkę.Tak,tomógłbyćtylko
panmecenasFitzermann-ojciecAnity.Razjużkiedyświdzieliśmysię,nawetzamieniliśmy
zesobąparęzdawkowychzdań.-Tak,toon.Chwilęodczekujęwbramie,apotemwślizguję
sięprzezniedomkniętepojegowejściudrzwidociepłej,czyściutkiejklatkischodowej.
Jeszczechwilęjestoświetlona,alekrótko.Jużwciemnościachskradamsięszerokimi,
marmurowymischodaminapierwszepiętro.Zatrzymujęsię,przytykamuchododrzwi-do
ichdrzwi.WiemgdzieAnitamieszka,byłemuniejdwarazy.-Razzaprosiłamnienaswoje
urodziny.(Wtedywłaśnieprzywitałemsięirozmawiałemzjejojcem).Adrugiraz,
przyniosłemjejnarysowanyprzezemnienaarkuszubrystoluiopisanyzeszczegółamicodo
kosteczki,szkieletczłowieka-nieobowiązkowezadaniedomowezbiologii.Pracowałemnad
nimdwatygodnie!-Jakiżbyłemdumny,szczęśliwy,gdyAnitadostałazaniegopiątkę.(Tu
muszęsięnieskromniepochwalić,żemiałemzdolnościdorysowania).
Awięc,stojępoddrzwiami,prawiejedotykamuchemi,nadsłuchuję.Chcę,przezte
oddzielającemniegrubedrzwichociażwyniuchać,amoże,podświadomieodrobinęogrzać
siętymichrodzinnymciepłem.Zapewne,tamzadrzwiami,wśrodku,całarodzina…-
Ojciec,matka,babka,dwiemłodszesiostryAnity…Możesiedząprzystoleijedząkolację,
rozmawiają,śmiejąsię…Amoże,Anitagranafortepianie?-Nadsłuchuję,podsłuchuję…A
może,AnitaakuratopowiadaoAkademiikuczci…Opowiadaonaszymkozaczoku,otym,
żetańczyłazemną-amożenawetopowiadaomojejpopisowejsolówce?Samniewiemczy
ocieramłzy,czytomożekapiącekropledeszczuzmoichwłosów.-Nie,nonie,nie
zapukam…Teraz,wsobotnipóźnywieczór…Nie,niezapukam,niewejdę,przemoczony
zziębnięty,iniepowiemimwszystkim,żeprzyszedłemodebraćswojąkoszulę.Nie!Nie!Nie
mogę,niezrobiętego-niepotrafię!
14