Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Nagle,znowu,klatkęrozjaśniaświatłowiszącegonadschodamiładnego,dużego,
żyrandola,zapewnepowieszonegotunatejpięknejschodowejklatcejeszczeprzezNiemca.
Słyszę,żektoś,chybadwapiętrawyżejwychodzizmieszkania.Zrywemsię,zbiegam
schodamiwdół,zamykająsięzamnądrzwi.Naulicyznowubiorąmniewobrotywiatri
słota.Idę,wlokęsięzziębnięty,przemoczonyulicamiSłupska,wkońcubiegnę-będziemi
cieplej,rozgrzejęsięwbiegu…-Gdzie,gdzieteraz?Gdziesięzatrzymać,gdziesię
schronić?-Dodomu…Nanasząklatkęzzakręcającymikugórze,starymi,trzeszczącymi
schodami,prowadzącymidonaszegomieszkankanastrychowympoddaszu?
-Tak,niemamwyjścia-będziecieplej.Wdrapujęsięposkrzypiącychschody,już
jestempoddrzwiami,alenie,niezapukamdomieszkania,niebędębłagał,niepoproszę
matki,żebymniewpuściła.Podrodzezabrałemsąsiadomwycieraczki.Gdyjużnanich
zziębniętydoszpikukościpróbujęsięusadowićdospania…
Matkamusiałazapewnenadsłuchiwaćbo,otwieradrzwii,wpuszczamniedośrodka.
Wponiedziałeknieidędoszkoły.Jużwniedzielęmamsilnągorączkę-czterdzieści
jedenstopni!-Sprowadzonylekarzstwierdzazapalenieoskrzeli.Chorujęjużdrugitydzień.
Jestemjakzwyklesamwdomu-mamawpracy.Czujęsięjużdużo,dużolepiej,nawet
zaczynadoskwieraćminuda.Poszkoleipodwórkachjużdawnorozeszłasięwieść,żeleżęw
domuchory-mógłbymniektośwkońcuodwiedzić…Nagle,słyszępukaniedodrzwi-na
pewno,jakiśmójpodwórkowykumpel.Wyskakujęwpiżamiezłóżka,otwieram…
WdrzwiachstoiAnita.Opróczwypchanejczymśsiatki,trzymawrękuowiniętą
staranniewbiały,prawiepergaminowypapierpaczkę.
-Mogę,wpuściszmnie?Przyniosłamtwojąkoszulę-wyprana,wyprasowana…Nie
mogłamsiędoczekaćnaciebiewszkole-chorujeszichorujesz.Twójkumpelpokazałmi
gdziemieszkasz,podprowadziłmnieprawiepoddrzwi.-Niematwojejmamy?Jesteśsam?-
Anitawchodzącrozglądasiędookołaponaszymubogimmieszkanku.
-Wejdź,wejdź,jestemsam,mamawpracy…-zaskoczony,zmieszany,ledwiecoś
tamdukam.Anitaumniewmoimmieszkaniu!Przecieżwiedziałem,żenOni”-tobardzo
bogatarodzina,żemieszkająwpięknejkamienicyzmarmurowymischodami,zfortepianem
wsalonie,dywanami,obrazaminaścianach…Wiedziałem,żeojciecAnityjestadwokatem,
że,że…-Aja,anaszestrychowepoddaszowemieszkanko…-Anitaumnie?!
Zdejmępłaszcz-powiesiszgdzieś?-toona,całyczasona-ajaciąglezotwartą
gębąstojęjakosłupiały.Samniewiemkiedyobojeprzechodzimyprzezkorytarzi
znajdujemysięnaśrodkunaszegongościnnego”pokoju.Anitanieodebranąprzezemnie
paczkęzkoszuląkładzienasiedzeniufotela,płaszczrzucanajegooparcieiuśmiechającsię
mówi:Przyniosłamciupieczoneprzezemnieracuszki.Chybajużostygły,będązimne,ale
zobaczysz-smaczne.Iczekoladę,itrochękukułek…Rozglądasiępomieszkaniu,wykłada
nastółzsiatkizrobionejzgrubejwędkarskiejżyłkiowiniętylnianąbiałąserwetkątalerzz
racuchami,czekoladęipapierowątorebkęzcukierkami.Aja,dalejstojęzwybałuszonymi
oczamiirozdziawionągębą.
-Kiedywróciszdoszkoły?Widzę,żejużjesteśzdrowy!Ładnieciwtejpiżamiew
słoniki…
Kpi!-przecieżwiem,żewtejgłupiej,zamałejnamniepiżamcewsłonikiwyglądam
jakprzedszkolak.Wiem,żejestemrozczochrany,przestraszony…Wiemi,dalejstojącobok
niejgapięsięwybałuszonymigałaminawszystkocosiędziejebezmojejwoliwnaszym
biedamieszkanku.
-Aona,Anita,już,jużjestprzymniei…Mocnoobejmujemniezaszyję.I…ta
najpiękniejszadziewczynanietylkowogólniaku,ale,na,nacalutkim,calutkimświecie!-Ta
pięknaAnita,jużwpijasięwmojeotwartezezdziwieniatymwszystkimcosiętudziejeusta
i…
15