Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
odpromotora.Nieodważyłbymsię...
–Zadziwiamniepan.Przecieżpansięodważyłprzebyćdługą
iwyczerpującądrogę,odważyłsiępanprzybyćtubezzapowiedzi,
odważyłsiępanprosićoposłuchanie,któregocelunadalnie
rozumiem.Odważyłsiępannamnóstwozdumiewającychczynów.
Milczał,przeczekującmójwybuch.
–Wspomniałpanoliściepolecającym–powiedziałemiszybko
zdyskontowałempomysł,jakiprzyszedłmidogłowy.–Alist
polecającyodWarcików?Takilistotworzyłbyprzedpanemnietylko
mojąfurtkę...
–Mamtakilist.–Terazonmiprzerwał.Rzadkomiprzerywano.
Azpewnościąnieprzerywalimiludzie,którzywiedzieli,komu
mielibyprzerwać.
–Toproszęmigopokazać.
–Nie.–Znowutezacięteusta.
–Bo?
–Bonapisaliwnimzadużo.
–Zadużodobrego,czyzadużozłego?
Widziałem,jaksztywniejecorazbardziejiżemojabezsilna
dociekliwośćniczegojużniezmieni.
–Zadużoomnie.Ojednozdaniezadużo.
Przestawałemrozumieć.
–CzemuniepoprosiłpanWarcików,żebypozbylisiętego
zdania?
–Toniemożliwe.Warcikowieprzysłalimigopocztą.Niemogłem
czekać.
–Pisząctojednozdanie,chcielipanuzaszkodzić?
–Nie.Chcielimipomóc.
Uśmiechnąłemsięuśmiechem,któregosamnieżyczyłbymsobie
zobaczyć.
–Panuwielbiaparadoksy.Nawetzgrabniepanuwychodzą.
Odbijałemsięodniegojakodlitejskały.Jużdawnoprzestało