Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Poczułemsiętak,jakbymbyłjużskazanynabrnięciepoprzez
kolejnezdumienia,któresprawiałmiPaweł-bez-imienia,jakzacząłem
gonazywaćwmyślach.
Opublikowałpan?
Tobędzierozdziałmojejpracydyplomowej.Zadedykuję
panu.Uśmiechnąłsię.
Wolałbymnie.
Terazonzamilkłipodniósłnamniewzrokwniemymzdumieniu.
Otworzyłustaidałbymgłowę,żeugryzłsięwjęzyk.Milczałchwilę
iokrasiwszyswojesłowawzruszeniemramionodpowiedział:
Jakpansobieżyczy.
Słyszypantenwarkot?Zulgązmieniłemtemat.
Słyszę.
Ciasnąuliczkązbliżałsiękunamagresywnyhałasmotocykla.
Suzukibanditileśtam.Nieobchodziłobymnietozupełnie,
gdybyniefakt,żetendźwiękzwiastujeprzybycieobiadu.
Mójgośćobróciłgłowęwstronęfurtki.Sekundępotemzatrzymał
sięprzyniejjaskrawoczerwonyjednoślad.Zsiadłzniegozwalisty
mężczyzna,zdjąłkaskiukłoniłmisięsztywnymschyleniem,
wktórymmogłobyćwszystko,tylkonieszacunek.Odwzajemniłem
pozdrowienie,patrzącjakwyjmujezniezgrabnego,pękatego
bagażnikaocieplonenosidło.Jeszczechwilainastoleprzednami
zjawiłysiędwaparującetalerzezestertąbłyszczącychodomasty
pierogów.
PanieMariuszu,jakzwyklewyprzedzapanzegarek.Nie
chciałbym,abyswojągorliwośćprzypłaciłpankiedyśuszczerbkiem
nazdrowiu.
PanMariuszbyłgburemiprostakiem,któregojedynym
towarzyskimatutembyłzaparkowanyzapłotemmotocykl.Zdaniem
właścicielabyłototylkouwieńczeniezestawujegozniewalających
zalet.Obiektywnierzeczbiorąc,byłowtymspororacji.Byciesynem
dobrzeprosperującejszynkarkiustawiałogodośćwysokonatutejszej
drabiniespołecznej.Abawieniesięznimwsalonowedywagacje