Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
traktowałemzawszejakomiłeurozmaicenieprzedobiedniejnudy.
–Drobiazg.–Mariuszuważnieprzyglądałsięmojemugościowi,
jakbyprzygotowującsiędoprzesłuchania,jakiezarazodbędzieznim
matka.
–Dziękuję.
Mariuszniezareagował,nadalwbijającnatrętnespojrzenie
wPawła-bez-imienia.
–PanieMariuszu,proszępozdrowićmamę.
–Drobiazg.–Mariuszwreszciepomaszerowałkufurtce.
Patrzyliśmyzanimobaj,czekającażwchmurzedymuikurzuzawróci
międzykrawężnikamiiznikniewzaułku.
–Tosąnajlepszepierogiwpromieniupiętnastukilometrów
–powiedziałem,biorącdorękiwidelec.–Dobadańnawiększym
obszarzezabrakłomizapału.
Nieodpowiedział.Musiałbyćbardzogłodny,borzuciłsię
nazawartośćtalerzajaknieokrzesanydzikus.Przypatrywałemmusię
zrozbawieniem.Przypominałmimniesprzedczterdziestulat.
Przezdłuższąchwilęjedliśmywmilczeniu.
–Proszęmówić.Obiecuję,żejużniebędęprzerywał.
Pokiwałpotakującogłową,alenieodezwałsięanisłowem,póki
nieopróżniłtalerza.Przezchwilęzastanawiałemsię,czynie
zaproponowaćmudokładki,aleodrzuciłemtenpomysłjako
niedorzeczny.
–TepierogiwartesąobcowaniazpanemMariuszem–powiedział
zwyraźnąniechęcią.
–Zpewnościąmapanrację–powiedziałemzadowolony
zprzenikliwościtegospostrzeżenia.–Aleterazzamieniamsię
wsłuch.
Trochęmutobyłoniewsmak.Chciałjeszczechwilęcieszyćsię
myśląosytymposiłku.Długoodwlekałmoment,wktórymmusiał
znowuprzemówić,alekiedytosięstało,mówiłjasnym
izdecydowanymgłosem.