Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
przypominającykwadratowąbryłęwillizlat
siedemdziesiątych.Pensjonatniesprawiałbymiłego
wrażenia,aledzisiajbyłładnieoświetlonykolorowymi
świątecznymilampkami.Starszyczłowiekstał
wdrzwiachipatrzyłnanich,gdyparkowaliprzy
wysokimośnieżonymświerku.
–Mamnadzieję,żemajątutajcościepłego,
bowtakimlokaluwśrodkulasuniespodziewałbymsię
zbytwiele.
–Herbatęnapewnomają–mruknęłaAngelika
iwysiadłazsamochodu.
Otworzyłabagażnikiwłożyłaszybkopłaszcz,ale
śniegitakjużzdążyłoblepićjejplecyiwłosy.Joachim
nieczekałnanią,byłjużnaganku.
–Zapraszamy.Ogrzejciesię.–Starszyczłowiek
otworzyłdrzwiiwpuściłgościdośrodka.
–Witamywnaszympensjonacie.Jaktutrafiliście
wtakązadymkę?–Wysokablondynka,stojąca
wrecepcji,patrzyłananichzlekkimuśmiechem.
–Przypadkiem.–Angelikaostukiwałabuty
ześniegu.
Joachimjużusiadłprzybarze,niezawracającsobie
głowyściąganiemkurtki.
–Maciecośnagorąco?Zjemyijedziemydalej
–powiedziałtonemnieznoszącymsprzeciwu.
–Mamy,zarazprzyjdziemójbratiprzyjmie
odpanazamówienie.
–Aleraczejnigdziedzisiajniedojedziecie.–Niski
głosnależałdociemnowłosegomężczyzny