Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Potrząsnęłagłową,abyodrzucićponuremyśli.
Najważniejsze,żeonbyłtuznią,żezawszedoniej
wracał.Aonaczekałaiwciążpozostawałamuwierna.
Skupiłasięnadrodze,corazgęściejprószyło.
Zjechałanajakąśbocznądrogę,nawigacjawskazała,
żebędzietrochęszybciej.Jednakwidocznośćbyłacoraz
gorsza.Śniegpadałprawiepoziomo,czułasięjak
naseansie
Gwiezdnychwojen
.
–Cholera–szepnęła,zwalniającprawie
dodwudziestukilometrównagodzinę.Niewidziałajuż
niemalnic.Niemogładalejjechać,Joachimspał,
nadrodzeniebyłożywejduszy,anazewnątrzrozpętało
sięistnelodoweszaleństwo.Pojazdledwiesiętoczył.
Nagledostrzegłajakieśświatłozlewejstrony.Gdy
podjechałabliżej,przeczytałasłabopodświetlonynapis,
wydrążonywkawałkudrzewa:Pensjonatpod
Świerkiem
.
Zdecydowałasięskręcić.Itakniebyławstanie
jechać,poczekają,możeśniegprzestaniepadać.Napiją
sięczegościepłego.Joachimchybapoczuł,żeauto
zwolniło,przebudziłsięispytałzachrypniętymgłosem:
–Cosiędzieje?
–Jakaśzamieć,nicniewidzę.Zjeżdżam
dopensjonatu,wypijemycośgorącegoipoczekamy,
możeprzestanietakpadać.
–Wiesz,żemusimyzdążyć?–spytałsucho.
–Wiem.Aleniemogęjechać,przecieżwidzisz.
–Zajebiście–warknął.
Podjechalipodokazały,aleniecoponury,budynek